Pamiętnik pielgrzymkowy

Pielgrzymka 2013 – Pamiętnik pielgrzyma

Kiedy nastał ciepły wiosenny i letni czas, coraz częściej odwiedzaliśmy internetową stronę pielgrzymki, na której zegar odliczał dni, godziny i minuty do kolejnego wyjścia na szlak. Im mniejszą cyfrę widzieliśmy, tym większe pojawiały się emocje. Zapewne nie jeden pielgrzym zastanawiał się jak to będzie w tym roku. Wreszcie gdy nadszedł upragniony poranek 6 lipca, stanęliśmy w gotowości przed katedrą. Pokrzepiające słowo Arcybiskupa na nowo przypomniało nam, czym jest pielgrzymka, że to nie tylko 10 dni w roku, ale całe nasze życie. Pierwsze kilometry, te prowadzące przez Poznań upłynęły przede wszystkim na rozmowach, śmiechu, wspomnieniach, radości ze spotkania z dawno nie widzianymi współpielgrzymami. Bardzo ciekawy jest moment, gdy ten rozkrzyczany i rozradowany tłum rozłącza się i odtąd każda grupa pielgrzymuje swoim wytyczonym szlakiem.

Pierwszego dnia poprzez Borówiec, gdzie jak zwykle zgotowano nam prawdziwą ucztę,  dotarliśmy do Zaniemyśla, a tam przywitał nas gorąco nowy ksiądz proboszcz. Zmęczenie spowodowane słońcem, emocjami i pierwszymi pokonanymi kilometrami spowodowało, że dość szybko udaliśmy się na spoczynek by nabrać sił przed dalszą drogą.

To już pewnego rodzaju tradycja, że Zaniemyśl opuszczaliśmy o 7 rano kolejnego dnia, z radosną piosenką „to już drugi dzień, dziękuję Bogu za pogodę”. Wówczas wydaje się zawsze, że do końca jeszcze tak wiele, wiele dni, że pokonać trzeba będzie jeszcze szmat kilometrów nierzadko w trudzie i bólu z powodu otartych stóp czy zastygłych mięśni. Nikogo jednak nie opuszczał entuzjazm. Ochoczo rozpoczęliśmy dzień od godzinek i różańca, co jako stały poranny punkt weszło do nawyków „piąteczki”. Uśmiechy na twarzy pojawiały się tym większe, im bardziej zbliżaliśmy się do Sulęcina, tam bowiem niezmiennie co roku w remizie strażackiej czekają na nas panie z pyszną zupką, tym razem była pomidorowa. Po pokrzepiającym posiłku, kawie, znalazł się jeszcze czas na odpoczynek w cieniu budynku i zregenerowanie sił przed dalszą drogą. Jak co ro ku o 12.30 dotarliśmy do Solca by  z grupą 8 wspólnie uczestniczyć w niedzielnej, świątecznej Eucharystii. Dzięki księdzu przewodnikowi grupa ma własną monstrancję, co daje nam możliwość częstszego uczestnictwa w Adoracji Pana Jezusa. Tak też się stało po Mszy Świętej. To niesamowite doświadczenie, gdy w dalszą drogę wyruszyliśmy w skupieniu, nie przeszkadzał nawet remont mostu kolejowego, który udało się pokonać w kompletnej ciszy. Przez malownicze krajobrazy szliśmy za Panem Jezusem mając możliwość oddania Mu całej swojej drogi oraz wszystkich tych, którzy prosili nas o modlitwę.  Wczesnym wieczorem około 18 dotarliśmy do miejscowości Panienka, gdzie w kościele przywitał nas ksiądz proboszcz, a mieszkańcy z ogromną otwartością przyjęli nas na nocleg. Udaliśmy się na zasłużony wypoczynek, pojawiły się już pierwsze oznaki pielgrzymowania na stopach, zatem szybciutko rozeszliśmy się, by kolejny dzień przywitać w bardzo dobrej kondycji.

Poniedziałek rozpoczęliśmy od wspólnej Eucharystii o godzinie 7 rano. To bardzo miłe, kiedy we Mszy świętej uczestniczą gospodarze, którzy przyjmują nas na nocleg . Tak było również i w tym roku. Trasa trzeciego dnia jest niejako wytchnieniem po dwóch dość intensywnych. Mniej kilometrów, zacienione trasy pozwalające odetchnąć od słońca i wczesne przyjście na kolejny nocleg sprzyjają pokonywaniu bólu i zmęczenia, które na tym etapie pojawiają się. To skłania też do większej pracy nad sobą. Trudno bowiem być życzliwym i przyjaznym dla brata czy siostry, gdy pojawiają się jakieś niedomagania. Jak zawsze rozpoczęliśmy dzień godzinkami, różańcem, wysłuchaliśmy konferencji. Był też czas na wspólne śpiewanie tegorocznych pielgrzymkowych hitów, na radość i w końcu na zawiązywanie nowych znajomości. Na terenie parafii Wałków zjedliśmy bardzo dobrą zupkę, która pokrzepiła nas przed ostatnim odcinkiem trasy do Dobrzycy. To wyjątkowy dzień, bowiem wieczorem spotykamy się jeszcze raz. Nie tylko sami ze sobą ale przede wszystkim z Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie. W zaciszu drewnianego, dobrzyckiego kościółka przeżyliśmy Adorację, w której najpierw modliliśmy się o uzdrowienie i wyzwolenie z tego wszystkiego, co nam w życiu przeszkadza być bliżej Boga, a potem wspólnie poprzez modlitwę i śpiew trwaliśmy w Uwielbieniu. Dzień zakończyliśmy Apelem Jasnogórskim powierzając dalszą drogą Tej, do której zmierzaliśmy.

Czwarty dzień dla grupy 5 zaczyna się bardzo wcześnie, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że to jeszcze noc, kiedy zbieramy się przed kościołem. Wymarsz we wtorek nastąpił o godzinie 6 rano. Mieliśmy przed sobą bardzo wiele kilometrów i dość trudną trasę, bo większość drogi, tej dopołudniowej, wiedzie przez otwartą przestrzeń, trudno o cień i takie wędrowanie jest bardziej męczące. Na szczęście nie było tak źle. Słońce od czasu do czasu chowało się za małymi chmurkami co pozwoliło zachować siły i wszyscy bez większych problemów dotarliśmy do Pogrzybowa, gdzie mieliśmy okazję spotkać się z innymi grupami. Tam przeżyliśmy wspólną Eucharystię. Jesteśmy niezwykle zdyscyplinowaną grupą, bo zanim rozpoczęła się Msza mieliśmy dużo czasu by w cieniu drzew zregenerować nasze siły. Po Mszy ruszyliśmy do celu, jakim był Janków Przygodzki, na tym etapie drogi spotykamy cudownych ludzi, którzy przyjmują całą grupę w swoim domu częstując na przepysznymi smakołykami: chleb, smalec, ogórki, ciasto, kawa, herbata niezwykle pokrzepiają nasze siły. To wspaniale, że są ludzie, którzy tak bezinteresownie potrafią dzielić się z innymi tym co mają. Około godziny 19 dotarliśmy na miejsce, musieliśmy troszkę poczekać, bo w kościele trwała parafialna Msza Święta. Ten dzień był wyczerpujący, ale piękny, bo jesteśmy coraz bliżej Jasnej Góry.

Kolejny ranek rozpoczęliśmy modlitwą w kościele o godzinie 7. Wyruszyliśmy w stronę Kotłowa, niestety zdarzyło się nam małe niezdyscyplinowanie i szliśmy w milczeniu, bez tub, bez wsparcia zespołu. To zdecydowanie pomogło, by grupa bardziej doceniła poświęcenie i trud tych, którzy dbają o bezpieczeństwo i absolutnie niepoliczalną wartość jaką jest fakt, że pielgrzymują z nami kapłani, którzy prowadzą nas nie tylko na tym pielgrzymim szlaku, ale także w życiu. To znowu jeden z krótszych dni pielgrzymowania. Także jeden z ważniejszych. Punktualnie o 13 rozpoczęła się wspólna dla wielu grup Msza Święta. To ważny dzień, bo pokonaliśmy dokładnie połowę drogi, która doprowadzi nas do celu naszego pielgrzymowania. Zawsze zadziwiające jest to, że od tej chwili czas jakby przyspieszał. Przecież dopiero co wychodziliśmy z Poznania, a tu już tyle drogi za nami. Z Kotłowa już tylko kilka kilometrów dzieliło nas od kolejnego noclegu. Minęły szybko, bowiem pokonaliśmy je w skupieniu modląc się w czasie Koronki do Miłosierdzia Bożego i rozważając tajemnice różańca. Ze śpiewem na ustach wkroczyliśmy do kolejnej miejscowości, głośno zaznaczając swoją obecność i obwieszczając przybycie.  Przywitali nas pod kościołem gościnni parafianie Kaliszkowic Kaliskich, po krótkiej modlitwie w kościele skorzystaliśmy z gościnności gospodarzy i przyjęliśmy zaproszenie na nocleg. Wieczorem spotkaliśmy się jeszcze na wspólnym pogodnym wieczorze, który przygotowała Agata, nauczyła nas śpiewać i tańczyć (!) piosenkę, z którą zamierzaliśmy wkroczyć na Jasną Górę. Tradycyjnie Ania obchodząc swoje urodziny uraczyła nas odrobiną słodyczy i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.

Szósty dzień pielgrzymowania rozpoczął się wcześnie, bo już o 6.30 w wygodnych bucikach, z plecakami gotowi byliśmy do dalszej wędrówki. W atmosferze modlitwy, śpiewu i konferencji dotarliśmy do kościoła św. Idziego w Mikorzynie. Niestety razem z nami nadciągnęły groźne deszczowe chmury. Jedząc w deszczu przygotowany przez parafian posiłek, z niepokojem spoglądaliśmy w niebo z obawy o dalszą drogę. Na szczęście po Mszy Świętej niebo rozjaśniło się. Tym większa była nasza radość, bo znowu kroczyliśmy za Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie.   To niesamowite, jak zdawać by się mogło rozentuzjazmowany, czasem trudny do opanowania pielgrzymkowy tłum potrafi być razem zanurzony w modlitwie, gdy z przodu grupy kapłan niesie w monstrancji Najświętszy Sakrament. Zapominamy wówczas o bólu, o niewygodzie, o kąsających komarach. To bardzo cenne momenty naszego pielgrzymowania. Tak inne od tego czego doświadczamy na co dzień, dlatego bardzo długo pozostają w pamięci. Po Adoracji i krótkim postoju, malowniczymi polami dotarliśmy na nocleg do miejscowości Wieruszów – Podzamcze, gdzie czekali na nas bardzo gościnni parafianie. Czas tych spotkań z gospodarzami jest szczególny, bo wielu z nas pielgrzymując po raz kolejny i nierzadko rok czeka by spotkać swoich dobrych znajomych.

Nastał kolejny poranek, piątek, 7 dzień pielgrzymowania. Już tak niewiele pozostało. Zaczęliśmy od Mszy Świętej i skorzystaliśmy z tej Łaski, jaką było znowu kroczenie za Jezusem. Godzinki i różaniec, a potem cicha adoracja w obecności Najświętszego Sakramentu. Tak właśnie upłynęły nam pierwsze godziny pielgrzymowania. Niestety pogoda niezbyt nam sprzyjała. Pochmurny poranek co jakiś czas częstował nas sporą porcją deszczu.Na wielu twarzach widoczne jest zmęczenie, odczuwamy fizyczny ból, ale jednocześnie jest coraz większa determinacja, doszliśmy już tak daleko. Każdy już układa w swojej głowie i w sercu to wszystko co odda Matce u celu. Bo przecież pielgrzymka to nie rajd, nie sposób na spędzenie kilkunastu dni, nie tylko spotkania z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Pielgrzymka to praca nad sobą, swoimi słabościami, to wyjaśnienie wielu wewnętrznych sprzeczności, to czasem bolesne stanięcie w prawdzie o samym sobie i podjęcie zobowiązań zmiany swojego życia. Koło południa dotarliśmy do Bolesławca i na szczęście wyszło słońce. Tam na stadionie parafia z Pudliszek uraczyła nas pyszną (pomidorową, a jakże) zupą. Mieliśmy sporo czasu na odpoczynek, a także na spotkania z pielgrzymami z innych grup. To już jest taki moment kiedy spotykamy także grupy opalenickie i już widzimy, że bardzo niewiele brakuje do celu. Po obiedzie ruszyliśmy do Goli na tradycyjny chrzest tych, którzy po raz pierwszy pielgrzymują. Tym razem ksiądz przewodnik wylał bardzo symboliczny kubek wody na głowy nowicjuszy, bowiem pogoda nie sprzyjała temu by móc zafundować obfitsze strumienie. Kolejny etap trasy doprowadził nas do Byczyny, gdzie znów dopadły nas chmury i jak w roku poprzednim uraczyliśmy swoją obecnością pracowników i mieszkańców robiących zakupy w jednym z miejscowych supermarketów. Udało nam się przeczekać najgorszy deszcz i dotarliśmy do Roszkowic, gdzie udaliśmy się na nocleg. Najwytrwalsi wzięli udział w meczu, który rozegraliśmy z mieszkańcami, podobnie jak w roku poprzednim udało nam się wygrać 3:2. Mimo przebytego takiego dystansu nasi piłkarze spisali się znakomicie.

Ósmy dzień pielgrzymowania pogrążony był w deszczu. Nie poddaliśmy się jednak wiedząc, że pielgrzymka to niezwykły czas. Wszystko co nas spotyka jest Łaską i musimy przyjmować to doświadczenie jakie otrzymujemy każdego dnia. Bez względu na pogodę modliliśmy się godzinkami, różańcem. Staraliśmy się wspólnym śpiewem wspierać nawzajem w drodze. W Uszycach razem z grupą 8 modliliśmy się wspólnie w czasie Eucharystii. Takie chwile zatrzymania z Panem Jezusem są niezwykle ważne w naszej drodze. To najważniejszy punkt dnia. Jest odniesieniem do wszystkiego innego co robimy. Oczywiście dbamy także o nasze siły fizyczne. Zjedliśmy pyszne pulpety, które przygotowała nam kuchnia pielgrzymkowa pod czujnym okiem księdza proboszcza z Pudliszek. Na trasie za Praszką tradycyjnie już spotkaliśmy się z grupą 7 by razem wejść do Waleńczowa na wspólny nocleg. Udaliśmy się do domów gospodarzy, zregenerowaliśmy siły, by wieczorem raz jeszcze spotkać się w kościele, gdzie grupa 7 przygotowała wspólne uwielbienie Pana Boga przez śpiew przed Najświętszym Sakramentem.

Kolejna niedziela, 14 lipca rozpoczęła się w Żytniowie. Około godziny 7 rozpoczęliśmy wspólne pielgrzymowanie zdając sobie sprawę z tego, że już niewiele chwil spędzimy razem. Pogoda była dość kapryśna, ale na szczęście z zachmurzonego nieba tylko przelotnie spadały na nas krople deszczu. Świadomość, że to już 9 dzień pielgrzymowania wywołuje wiele emocji. Radość, bo już niedaleko, bo daliśmy radę, bo wygraliśmy zmagania z własnymi ograniczeniami zarówno duchowymi jak i fizycznymi. Z drugiej strony smutek, że to co było naszym udziałem przez kilka dni już za chwilkę dobiegnie końca. W czasie drogi zaopatrzyliśmy się w koszulki, które zaprojektował Michał i w różowe czapeczki, by z naszym najbardziej radosnym kolorem przywitać Częstochowę.  Około godziny 11 dotarliśmy do Krzepic, tam czekała na nas pyszna zupka, mogliśmy też nieco rozciągnąć nasze kości i poleżeć na trawce wokół kościoła. Później o 13 zebraliśmy się kawałek dalej na boisku, gdzie wspólnie z innymi grupami uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. To już przedostatnia taka wspólna Eucharystia, kolejna to już będzie ta u stóp Matki na Jasnej Górze. Po Mszy jako ostatnia grupa opuszczaliśmy gościnne Krzepice udając się na nocleg do Waleńczowa. Udało się dotrzeć do celu suchą stopą. Ostatni wieczór również spędziliśmy wspólnie. To jeden z ważniejszych momentów na pielgrzymce. To czas podziękowania, podsumowania i wyciągnięcia wniosków. Być może w drodze zdarzyły nam się nieporozumienia, drobne kłótnie, może czegoś nie zrobiliśmy. Tak zwana „łączka pojednania” to miejsce i czas by to wszystko wyjaśnić. Nawet jeśli ktoś z nas odkrył, że niektóre sprawy wyglądają inaczej niż myślał, nawet gdy być może czasem po ludzku zawiódł nas ktoś na kogo najbardziej liczyliśmy, całując krzyż dokonywaliśmy najpierw pojednania z Panem Bogiem, a potem także mieliśmy możliwość wyjaśnić nieporozumienia z drugim człowiekiem.

15 lipca wyruszyliśmy około 6 rano w strugach deszczu. Pielgrzymi piątki nie poddają się. Było nas w sumie 105. Przewodnikiem naszej grupy był ks. Łukasz, w czym wspierał go ks. Marcin. Mieliśmy to szczęście, że pielgrzymowało z nami dwóch kleryków Oskar i Radek, którzy nieustannie wspierali nas i zachęcali do modlitwy. Również nasze kochane siostry Bernadetta i Małgorzata wędrowały z nami w tym roku. Przez kilkanaście dni zawiązała się wspólnota za którą będziemy tęsknić. Najtrudniejsza jest ta samotność i pustka, świadomość, że czegoś brakuje, chyba każdy doświadczył takich emocji w czasie popielgrzymkowym. W deszczu weszliśmy na Jasną Górę, wśród nas była młoda para Anna i Krzysztof. W różowych czapeczkach, z balonikami w ręku, mimo niesprzyjającej aury położyliśmy się na moment na wałach Jasnej Góry, oddając cześć Matce, do której zmierzaliśmy. To moment niezwykle wzruszający, gdy potem przed obrazem mogliśmy zrzucić z siebie ten ciężar intencji własnych i tych wszystkich, którzy prosili nas o modlitwę. O 16 raz jeszcze wspólnie przeżyliśmy Eucharystię. Nie przerażało nas zimno i deszcz. Kiedy Biskup Zdzisław Fortuniak udzielił nam swojego błogosławieństwa i zakończył Mszę Świętą wyszło przepiękne słońce. To takie symboliczne zakończenie naszego trudu pielgrzymowania. Być może nie wszystko się udało. Może pokonały nas nasze ograniczenia czy słabości. Jednak musimy trwać w nadziei, że skoro po każdym deszczu wychodzi słońce także i my zbierzemy obfite owoce naszego trudu…..do zobaczenia……nie tylko na szlaku.                                                                                                                                                         <Kasia>

 

 

 

 

P.S. W tym roku hit brzmiał tak…..

Ja uwielbiam Ją, Matka tu jest , a  grupa jest różowa.

I w lipcowe dni nasz wspólny cel to tylko Częstochowa.

1.       Szóstego lipca szybko z łóżka zrywam się

I w gotowości staję przed Katedrą.

Pielgrzymi szlak znowu wzywa mnie

By z piątką iść oddałbym nie jedno.

Wędrówki czas ukojeniem dla nas jest

Bo pielgrzym zawsze uśmiech ma na twarzy.

I każdą chwilę pragnę oddać Matce bo

By dotrzeć do Niej każdy o tym marzy.

Bo ja pragnę jej…..

 

2.       Godzinki co dzień rozbudzają nas

Z różańcem w dłoni łatwiej mija droga.

Kiedy zaśpiewasz szybciej zleci czas

A w Eucharystii znowu spotkasz Boga.

Kabelek czasem trudno niesie się,

A drogóweczka często nas pogania.

Jednak różowi nie poddają się

Matka doceni trudy wędrowania.

Bo  uwielbiam ją….

Piątek, 6 lipca 2012 roku

Zniecierpliwieni odliczaliśmy i w końcu jest! Nadszedł długo wyczekiwany przez nas dzień. Wielu na pewno w wielkim napięciu spędziło wczorajszą noc, zastanawiając się czy aby na pewno wszystko spakowane i przygotowane do wymarszu. To niesamowicie piękny widok, gdy około godziny 7 rano do poznańskiej katedry zbiegają się z bagażami ze wszech stron podekscytowani i zadowoleni ludzie w każdym wieku, by wspólnie rozpocząć dziesięciodniowe rekolekcje w drodze, jakimi niewątpliwie jest pielgrzymka. O 8 uśmiechnięci i zadowoleni w przyjemnie chłodnej katedrze uczestniczyliśmy we Mszy świętej, której przewodniczył ksiądz arcybiskup Stanisław Gądecki. I w końcu nadeszła godzina zero! Rozradowani, pełni sił i zapału wyruszyliśmy pośród innych grup, by ulicami Poznania przebyć pierwszy etap drogi. Wielu z nas od razu przekonało się, że lekko nie będzie. Żar lejący się z nieba i przepiękne bezchmurne niebo zapewne ucieszyłoby nas bardziej w jakimś nadmorskim kurorcie;) W drodze zdecydowanie trudniej, (oj momentami było ciężko, ale od czegóż piękne czapeczki), ale oczywiście daliśmy radę, przykrywając nasze głowy i otulając ramionka, by uniknąć słonecznego poparzenia. Ze śpiewem na ustach pokonywaliśmy kolejne kilometry. W Borówcu, niezwykle przyjaznej parafii zjedliśmy obiadek, który przygotowali dla nas gościnni parafianie, dobrze, że kiedyś zasadzono tam dość sporo drzew, wprawdzie nie dawały zbyt wielkiego chłodu, ale zdecydowanie poprawiły naszą kondycję. Nawet jeśli ktoś nie lubi na co dzień wody, to dzisiaj był to towar najbardziej pożądany. Póki co jest nas około 70 osób dzielnie tuptających w słonecznych promieniach, które zdążyły już pozostawić swoje ślady na naszych noskach i innych wystających częściach ciała. Po pysznym posiłku, w czasie którego kilka osób zechciało podzielić się ze mną swoimi wrażeniami i powiedzieć „kilka zdań do mikrofonu” co znajdzie swoje odzwierciedlenie na tej stronie, przez Kórnik ruszyliśmy w dalszą drogę. To był dość trudny etap, widać było, że sił ubywa wprost proporcjonalnie do rosnących słupków rtęci. Na szczęście bez większych przygód znaleźliśmy się wszyscy bezpiecznie na noclegu w Zaniemyślu. Jest pięknie, (kto chce sprawdzić osobiście, niech przybędzie, zapraszamy na szlak) jak zawsze różowo i radośnie, można w każdej chwili liczyć na wsparcie idących obok zadowolonych pielgrzymów… na dziś niech to wystarczy, a wszystkich, którzy kibicują nam i wspierają pamięcią gorąco (nawet bardzo) pozdrawiamy, oczywiście zapraszamy aby dołączyć do nas, przed nami jeszcze całe 9 dni radosnego pielgrzymowania….<Kasia>

Sobota, 7 lipca 2012 roku

„To już drugi dzień, dziękuję Bogu za pogodę…”  tą piosenką rozpoczęliśmy drugi dzień pielgrzymowania, wychodząc o 7 rano z Zaniemyśla. Po burzowej nocy poranek był bardziej rześki niż poprzedniego dnia, co niewątpliwie przydało się i pierwsze godziny pielgrzymowania przebiegły pod znakiem upału umiarkowanego;) Póki co mamy jeszcze wiele siły i ochoczo pielgrzymujemy. Z Zaniemyśla, drogą przez Lubonieczek kierowaliśmy się do Sulęcina, gdzie mieszkańcy przygotowali nam jak co roku pyszny obiadek (bardzo dziękujemy, pomidorówka była wyśmienita). Tam też w cieniu przyjaznego budynku remizy strażackiej odpoczywaliśmy, by nabrać sił do kolejnego etapu wędrówki. Po godzinie 12.30 razem z grupą 8 w Solcu uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Gdy ruszyliśmy w dalszą drogę pokonaliśmy etap, który dla niektórych jest niezwykle emocjonujący,  przejście przez kolejowy most nad rzeką Wartą. Dalej malowniczymi polami przemierzaliśmy kolejne kilometry trasy. Jak zwykle towarzyszyły nam przemiłe prośby porządkowych „łączymy” lub „chwytamy kabelek”. Włączając się w pielgrzymkowego ducha odmawialiśmy różaniec modląc się w intencjach, które polecali nam znajomi, przyjaciele, rodzina i wszyscy, którzy nas prosili o modlitwę. Grupa nauczyła się dzisiaj piosenki, która towarzyszyć nam będzie w drodze, a została napisana przez osoby z grupy. Tekst i nagranie oczywiście pojawią się w odpowiednim czasie. Wczesnym wieczorem około 18 dotarliśmy do miejscowości Panienka, gdzie w kościele przywitał nas ksiądz proboszcz, a mieszkańcy z ogromną otwartością przyjęli nas na nocleg. Udaliśmy się na zasłużony wypoczynek, gdzie leczyć będziemy obolałe mięśnie i pierwsze bąble na nogach, by jutro wyruszyć w dalszą drogę, a o wszystkim co będzie naszym udziałem niewątpliwie poinformuję. <Kasia>

„Piosenka dla grupy 5”

Refren: Piątka idzie jasną drogą, łączy Poznań z Częstochową

Wszyscy razem zaśpiewajmy, Matce Bożej grajmy.

1.   Na pielgrzymowanie cały rok czekamy.

W różowym kolorze, wszystkim uśmiech damy.

2.   Cieszą się pielgrzymi, cieszą gospodarze.

Dobrze jest na szlaku spotkać znane twarze.

3.   Nie myśl sobie bracie, że się poddajemy.

Nie lękaj się siostro do celu dojdziemy.

4.   15 lipca naszczycie staniemy.

Matce Bożej kwiaty w darze przyniesiemy.

5.   Wędrujmy ochoczo nawet wśród trudności.

Wszystko co nas spotka jest źródłem radości.  <Ania & Kasia>

 

Niedziela, 8 lipca 2012 roku

Witajcie drodzy czytelnicy pamiętnika! Grupa piąta dzielnie pielgrzymuje nadal! Niedzielny poranek przywitaliśmy w Panience rozpoczynając o godzinie 7 Mszą świętą. To był bardzo dobry plan, nasza gorliwość została nagrodzona, gdy wyruszyliśmy w drogę, prawie do południa krążyły nad nami przyjazne chmurki, które pozwoliły uniknąć udaru słonecznego. Dzisiejszy odcinek trasy był bardzo przyjemny, stosunkowo niewiele kilometrów, które w życzliwej atmosferze bardzo szybko mijały. Oprócz gorącego asfaltu, który wielu z nas ma już na podeszwach swoich bucików, przez kilka odcinków mieliśmy pod stopami piasek i kamienie, które wiodły nas wśród malowniczych pól. Nasza grupa jest coraz bardziej zdyscyplinowana! Szybko reagujemy na umówione trzy gwizdki grupy porządkowej pierwszy..wstajemy, drugi..ustawiamy się, trzeci..ruszamy! Na szczęście nikt nie musiał biec za grupą. W dzisiejszym dniu również towarzyszyło nam skupienie podczas  różańca, w którym nie zapominaliśmy o nikim, kto potrzebuje modlitwy. Po przejściu wśród pól, przez Starą Obrę, na terenie parafii Wałków, w miejscowości Borzęcice zjedliśmy pyszną zupę, a na deser także wyśmienite ciasto, jakie przygotowali dla nas mieszkańcy. Odpoczęliśmy w cieniu drzew i dokonaliśmy także ostatecznych zapisów w naszej grupie. W tej chwili pielgrzymuje nas 86. Serdecznie nadal zapraszamy aby dołączyć do naszej grupy. Po obiadku ochoczo ruszyliśmy, bo już tylko  kilka kilometrów dzieliło nas od docelowego miejsca pobytu. Dziś goszczą nas na noclegu mieszkańcy Dobrzycy. Przybyliśmy dość wcześnie, nikt nie miał problemów ze znalezieniem dachu nad głową na dzisiejsze popołudnie i noc, udaliśmy się do gościnnych domów,  by wypocząć przed kolejnym dniem. Wieczorem czeka nas jeszcze wspólne spotkanie w kościele na Adoracji, o której na pewno opowiem jutro…. <Kasia>

Poniedziałek, 9 lipca 2012

Mimo wczesnego,  wstawania, hmm…w zasadzie w środku nocy (kto to widział tak spędzać wakacje), wczoraj około godziny 20 zebraliśmy się w kościele parafialnym w Dobrzycy, by wspólnie modlić się podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu. Na wielu twarzach widać zmęczenie, bolące stópki dają o sobie znać, pierwsze pęcherze zostały poprzekłuwane. Jednak prawie półtorej godziny spędzone w kościele to czas inny niż szaleńcze tempo marszu, moment wyciszenia, tak bardzo potrzebny każdemu z nas. To ważny czas dla spotkania z Bogiem i drugim człowiekiem. Zespół muzyczny, który poprowadziła Agata stworzył dodatkowo nastrój sprzyjający modlitewnemu skupieniu. Mogliśmy doświadczyć także modlitwy wstawienniczej, w której wielu z nas miało możliwość uczestniczenia po raz pierwszy. To pozostawiło bardzo wiele duchowego dobra i napełniło nas na kolejne dni pielgrzymowania, których jeszcze sporo przed nami.

Dziś spotkaliśmy się około godziny 6 rano, by pomodlić się przed dalszym pielgrzymowaniem. Jeśli ktoś z Was drodzy czytelnicy około 8 rano przecierał oczka leżąc w swoi łóżeczku i marudził, że musi wstawać (pozdrawiam), to niech pomyśli, że my byliśmy już od dwóch godzin w drodze! Duch w nas ochoczy, choć widać zatroskanie na twarzach, bo każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że dzisiejszy dzień to bodaj najtrudniejszy odcinek drogi. Ze względu na to, że wiele kilometrów przed nami i droga jest prawie cały czas monotonna. Mam nadzieję, że doskonale sobie damy rade, wspierając się wzajemnie i walcząc z okropnymi upałami,  a noski wielu ma już spalone, co dokładnie odczułam także na swoim…

Ruszając pełni obaw spoglądaliśmy na bezchmurne niebo i wysoko usytuowane słońce. Ranne godziny nie były najłatwiejsze, bo większość kilometrów z naszej dzisiejszej trasy prowadziła asfaltową drogą, a drzew było niewiele. Wędrowaliśmy bardzo żwawo, bo o godzinie 13 mieliśmy spotkać się z innymi grupami na Mszy Świętej w Pogrzybowie. Piąteczka jest oczywiście bardzo zdyscyplinowana, bo dotarliśmy na miejsce już w południe. Dzięki temu w przyjemnym cieniu drzew mogliśmy zregenerować nasze siły. Po Mszy przez kolejne urokliwe miejscowości dotarliśmy do Jankowa Przygodzkiego.  Po drodze czekał na nas bardzo gościnny dom, w którym mogliśmy skosztować pysznego żurku, chleba ze swojskim smalcem i ogórkami oraz bardzo dobrych słodkości. Za to wszystko serdecznie dziękujemy! W Jankowie po krótkiej modlitwie o godzinie 19 rozeszliśmy się do otwartych na nasze przybycie domów. Nikt się nie ociągał, dzień był męczący i wielu z nas musi zadbać o swoje nogi i stopy… są już na nich bowiem widoczne ślady pielgrzymowania! Oczywiście nie poddajemy się i czekamy na kolejne dni, z których relacja również się pojawi… Serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników pamiętnika. Szczególnie tych, którzy o nas pamiętają i wspierają na odległość!…<Kasia>

Wtorek, 10 lipca 2012 roku.

 To już 5 dzień naszego pielgrzymowania. Przywitał nas bardzo dobrą pogodą! Gdy rano (około 6) na termometrze było tylko  14 stopni nikt się nie martwił, bo to zbawienna liczba po wcześniejszych ponad 40 – stopniowych upałach. Przed godziną 7 zebraliśmy się na modlitwie w kościele, żeby pobożnie rozpocząć wędrówkę. Dzisiejszy dystans to niecałe 30 kilometrów, więc dla nas, zaprawionych w boju to jakby malutki spacerek. Wychodząc rano z Jankowa Przygodzkiego, przez Przygodzice kierowaliśmy się w stronę Kotłowa. Przechodząc przez polne, kamieniste drogi, zachwycaliśmy się pięknymi krajobrazami. Około południa dotarliśmy na miejsce, gdzie odpoczywając w cieniu drzew czekaliśmy na pozostałe grupy. Punktualnie o 13 na placu przed kościołem uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Dla nas to bardzo szczególny dzień i miejsce, bowiem w Kotłowie mamy 150 przebytych kilometrów oraz 150 przed sobą do przebycia, jesteśmy więc na półmetku. Pojawiają się pierwsze myśli, że tak bardzo szybko ucieka czas, że przecież przed chwilą wyruszyliśmy z katedry, a już do celu coraz bliżej. To tylko nasze myśli, bo obolałe stopy i nogi wielu z nas na pewno chętnie doświadczyły by dłuższego odpoczynku. Z Kotłowa już tylko kilka kilometrów dzieliło nas od kolejnego noclegu. Minęły szybko, bowiem pokonaliśmy je w skupieniu modląc się w czasie Koronki do Miłosierdzia Bożego i różańca. Ze śpiewem na ustach wkroczyliśmy do kolejnej miejscowości, głośno zaznaczając swoją obecność i obwieszczając przybycie.  Przywitali nas pod kościołem gościnni parafianie Kaliszkowic Kaliskich, po krótkiej modlitwie w kościele skorzystaliśmy z gościnności gospodarzy i przyjęliśmy zaproszenie na nocleg. Wieczorem czeka nas jeszcze wspólne spotkanie na tak zwanym pogodnym wieczorze…. Pozdrawiam serdecznie tych, którzy z zapartym tchem śledzą kroki naszej piąteczki… <Kasia>

Środa, 11 lipca 2012 roku

Witam czytelników pamiętnika w kolejnym dniu, niektóre wpisy pojawiają się z niejakim opóźnieniem, ale zapewniam, że poślizg jest najwyżej kilkugodzinny, nie wynika to broń Boże z opieszałości kronikarza, a jedynie z faktu, że nie wszędzie nasz mobilny internecik pozwala na umieszczenie relacji. Wczorajszy pogodny wieczór był bardzo sympatyczny, koleżanka Ania obchodziła urodziny, przyniosła nam pyszne cukierki, dziękujemy i jak zawsze życzymy wszystkiego co najpiękniejsze! Agata i powstały spontanicznie zespół „ich trzech” umilał nam czas konkursami, w których brała udział duchowna część naszej pielgrzymki, czyli kapłani i siostra zakonna. Dodać należy, że pielgrzymuje z nami 3 kapłanów oraz 2 siostry. Jest nasz już 100, dobiliśmy do trzycyfrowej liczny, co oczywiście bardzo nas raduje. Z  Kaliszkowic wyruszyliśmy dość wcześnie, bo o godzinie 6.30, po nocnym deszczu pogoda okazała się dla nas nadzwyczaj łaskawa. Chmury i delikatny wietrzyk sprawiły, że kolejne kilometry nie były zbyt uciążliwe. Dziś droga przebiegała spokojnie, jak zawsze nad naszym bezpieczeństwem czuwała grupa kierujących ruchem i pilnujących porządku, przystankiem pośrednim był Mikorzyn, tam mieliśmy bowiem wraz z innymi grupami Mszę w Sanktuarium Św. Idziego. Kazanie wygłosił dla grup biskup Grzegorz Balcerek. Oprawą muzyczną Mszy zajęła się nasza grupa. Ten przystanek na naszej drodze to bardzo urokliwe miejsce. Także z tego powodu, że mieszkańcy i parafianie jak zawsze witają nas gorąco, przygotowują dla nas posiłek, ciasto, kawkę, herbatę i goszczą nas najlepiej jak potrafią. Pod koniec Mszy niebezpiecznie zagrzmiało, zatem wyciągnęliśmy nasze kurtki, płaszcze i pelerynki by w dalszej drodze nie zmoknąć. Okazało się jednak, że zaledwie wyszliśmy poza mury kościoła pogoda poprawiła się. Było to dla nas bardzo ważne, bo kolejny etap naszej trasy pokonywaliśmy podążając za Najświętszym Sakramentem i adorując Pana Jezusa. To bardzo niepowtarzalne doświadczenie pielgrzymkowe, prawie dwie godziny w ciszy, skupieniu i modlitwie na pewno pozwoliły każdemu tak bardzo osobiście rozważyć to wszystko co słyszymy i czego doświadczamy. Droga przebiegała spokojnie, choć było małe zaskoczenie, bo natrafiliśmy na budowę, która przecięła się z naszą trasą, muszę przyznać, że miny budowlańców, którzy patrzyli jak pielgrzymka pojedynczo w ciszy i milczeniu przedziera się przez hałdy piachu były bezcenne. Po Adoracji i krótkim postoju, malowniczymi polami dotarliśmy na nocleg do miejscowości Wieruszów – Podzamcze, gdzie czekali na nas bardzo gościnni parafianie. Czas tych spotkań z gospodarzami jest szczególny, bo wielu z nas pielgrzymując po raz kolejny i nierzadko rok czeka by spotkać swoich dobrych znajomych. Dziś zapowiada się długa noc, bo kolejny dzień zaczynamy dopiero o 7 godzinie. Nieustająco zapewniam wszystkich o naszej pamięci i modlitwie i pozdrawiam gorąco!…<Kasia>

Czwartek, 12 lipca 2012 roku

To już 7 dzień… Czas ucieka coraz szybciej. Do końca – do celu na Jasną Górę zostało już niewiele. Oczywiście czujemy to w naszych kościach i są widoczne ślady na stopach, ale też doskonale zdajemy sobie sprawę, że już tylko kilka dni i się rozstaniemy. Oczywiście pielgrzymka to nie tylko spotkanie ze znajomymi i przyjaciółmi, ale to nade wszystko zaniesienie do Matki Bożej na Jasną Górę tego wszystkiego co jest naszym udziałem przez cały rok. Wielu z nas spotyka się niejednokrotnie ze zdumieniem czy zaskoczeniem, gdy mówi o takim spędzeniu urlopu i mimo bólu, wysiłku, nieporozumień i wyczerpania wielu z nas nie wyobraża już sobie innego spędzania pierwszej połowy lipca.

Dziś rozpoczęliśmy dzień od Eucharystii, na której zebraliśmy się o godzinie 7 w kościele p.w. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Wieruszowie. Czas wspólnej modlitwy i śpiewu dał nam odpowiednie nastawienie na cały dzień. Po Mszy Świętej pożegnaliśmy serdecznie naszych gospodarzy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Czekało nas w tym dniu sporo niespodzianek. Jesteśmy coraz bliżej Jasnej Góry więc też coraz częściej spotykamy inne grupy. Dziś te, które widzimy najrzadziej, tzw. grupy opalenickie. Z nimi około południa spędziliśmy godzinę na stadionie miejskim w Bolesławcu. Tam bowiem był przygotowany przez kuchnię polową pyszny obiadek. Pogoda nam sprzyjała, mogliśmy w cieniu drzew odpocząć, wprawdzie wygonił nas stamtąd lekki deszczyk, ale skończyło się zaledwie na kilku kropelkach. Po obiadku ruszyliśmy w dalszą drogę, wszyscy idący pierwszy raz w grupie 5 dzielnie zbierali rosnące przy poboczu polne kwiaty i pletli z nich wianki, bowiem na kolejnym postoju, nad rzeką w miejscowości Gola czekał ich chrzest. Mieli za zadanie poszukać sobie chrzestnego i z rąk przewodnika odebrali na swoje głowy po kubeczku orzeźwiającej wody, a wianki popłynęły z prądem rzeki. Most na rzece okazał się zbawienny, Opatrzność nad nami czuwa, bo na koniec naszego postoju zagrzmiało, pojawiły się chmury i ogromna ulewa, na szczęście pod mostem znalazło się miejsce dla całej grupy i mogliśmy się schronić. Gdy niebo się rozjaśniło ruszyliśmy w dalszą drogę, efekty burzy były widoczne bo błoto zostało na naszych bucikach. Kolejny postój był w Byczynie i ten również zakończyła ulewna burza, tym razem schroniliśmy się w jednym z marketów, gdzie na pewno zadziwiliśmy klientów, bo Tomek wyciągnął gitarę i bardzo dobrze się bawiliśmy przeczekując kolejną nawałnicę. Wszystko jednak doskonale wpisało się w plan naszego dnia, bo okazało się, że musimy do Roszkowic dotrzeć 30 minut później, żeby dojść do kościoła po Mszy parafialnej. Zabraliśmy nasze bagaże i rozeszliśmy się na poszukiwanie noclegu. Kolejną atrakcją jest mecz, który rozegraliśmy razem z mieszkańcami Roszkowic, walka była zacięta, zapał duży, widać, że wielu w ostatnim czasie było na bieżąco z piłką…. Wygraliśmy 4:2, cóż, rewanż za rok…. dobrej nocy!…<Kasia>

Piątek, 13 lica 2012 roku

Ósmy dzień naszego pielgrzymowania. Niewiarygodne jak szybko mija czas, tak niedawno wyruszyliśmy spod poznańskiej katedry, a już pojutrze trzeba się będzie rozstać. Pielgrzymka to niepowtarzalny czas. Kto nie przeżył pielgrzymki ani razu, będzie miał wielkie trudności, żeby sobie uświadomić, że ona naprawdę zmienia człowieka. Dziś po emocjonującym wieczorze wyruszyliśmy z Roszkowic o godzinie 7 rano. Wielu z nas bardzo czuje już efekty wielogodzinnego pielgrzymowania, to na pielgrzymce dopiero można się dowiedzieć jakie ma się kości i mięśnie w stopach, doskonała lekcja anatomii. Jednak nie poddajemy się bólowi stóp i mężnie maszerujemy dalej. Pogoda nam niezwykle sprzyja. Dzisiaj niebo było zasnute przyjemnymi chmurkami, dzięki którym upał nam nie doskwierał. Po prawie dwugodzinnym marszu dotarliśmy do miejscowości Uszyce, gdzie razem z grupą 8 uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Jak zwykle uświetniona była śpiewem połączonych zespołów obu grup. To była dość szczególna Eucharystia, bowiem po zakończeniu ks. Marcin, przewodnik grupy 5 i ks. Wiktor z grupy 8 udzielali prymicyjnego błogosławieństwa. Po Mszy ruszyliśmy w dalszą drogę, niedaleko Praszki zjedliśmy obiad, który dowieźli nam z kuchni polowej nasi niestrudzeni kierowcy p. Stasiu i p. Krzysztof. Dzięki nim wzmocniliśmy nasze siły. Ze względu na remonty dróg narobiliśmy trochę hałasu w centrum miasta bo przemaszerowaliśmy praszkowskimi osiedlami. Kilka kilometrów dalej, na boisku spotkaliśmy się z grupą 7. Stamtąd razem ruszyliśmy na miejsce dzisiejszego noclegu. Od kilku lat praktykujemy wspólne wejście do Żytniowa, żeby wszyscy mogli mieć szansę na znalezienie noclegu. Wiadomo, że im bliżej Częstochowy tym bywa trudniej. Miejmy nadzieję, że nikt nie będzie spał pod gołym niebem i jak zawsze będziemy mogli liczyć na przychylność mieszkańców. W kościele przywitał nas miejscowy proboszcz i po krótkiej modlitwie ok. godziny 18 rozeszliśmy się na swoje noclegi. Ponieważ przybyliśmy dość wcześnie spotkaliśmy się jeszcze raz tego wieczoru. O godzinie 19.30 razem z grupą 7 uczestniczyliśmy w pogodnym wieczorze koło kościoła, a od 20 do 21 przeżywaliśmy wspólną modlitwę podczas adoracji. Takie chwile zadumy i skupienia są bardzo ważne dla wszystkich pielgrzymów. Wiele ze sobą rozmawiamy w czasie drogi i dziwimy się dziś wszyscy, że tak szybko minęły ostatnie dni. Już teraz z żalem rozmyślamy o tym, że na kolejne spotkanie trzeba będzie czekać rok. Nawet jeśli tak będzie, to warto, bo przeżycia jakiś doświadczamy w drodze są nieporównywalne z żadnymi innymi. Mimo bólu, niewygody i zmęczenia dobrze jest wiedzieć, że jest inny, lepszy świat. Dziś z uroczego Żytniowa pozdrawiam wszystkich tych którzy śledzą nasze pielgrzymowanie. Szczególnie macham wirtualnie do wiernych czytelników w Środzie Wielkopolskiej, Kościanie i w Poznaniu. Pamiętamy o Was w naszej drodze… <Kasia>

Sobota, 14 lipca 2012 roku

Poranek przywitał nas w Żytniowie. Jak zawsze wstawaliśmy we wczesnych porannych godzinach, ale pielgrzymi już zdołali się do tego przyzwyczaić. Spotkaliśmy się rano w kościele by chwilkę przed godziną 7 rozpocząć dzień wspólną modlitwą. Kilka minut później ruszyliśmy w stronę Częstochowy. To już tak naprawdę ostatnie kilometry. Czas ucieka nieubłaganie. Powoli wszystko co nam do tej pory przeszkadzało: upał, ból nóg, niewygoda odchodzi w zapomnienie. Najważniejsze jest teraz to, że osiągnięcie celu jest już w zasięgu ręki. Mimo, że to 9 dzień naszego pielgrzymowania, idziemy z radością. W końcu różowy kolor zobowiązuje! Jest przecież oznaką radości! Nasz pielgrzymkowy przebój znamy już wszyscy na pamięć i w każdej miejscowości ćwiczymy, by wszyscy ochoczo zaśpiewali pod wałami jasnogórskimi. Około godziny 11 dotarliśmy do Krzepic, tam czekała na nas pyszna zupka, mogliśmy też nieco rozciągnąć nasze kości i poleżeć na trawce wokół kościoła. Później o 13 zebraliśmy się kawałek dalej na boisku, gdzie wspólnie z innymi grupami uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. To już przedostatnia taka wspólna Eucharystia, kolejna to już będzie ta u stóp Matki na Jasnej Górze. Po Mszy jako ostatnia grupa opuszczaliśmy gościnne Krzepice udając się na nocleg do Waleńczowa. Znów okazało się, że mamy specjalne względy, bo deszcz nas omijał. Wprawdzie ciemne chmury krążyły nad nami i wiał okropny wiatr, ale doszliśmy do końca suchą stopą. Dziś czeka nas jeszcze szczególny wieczór, czas podziękowań, pożegnania być może przeproszenia za to co przez 10 dni się wydarzyło. Przede wszystkim to także ostatni moment gdy możemy być  razem we wspólnocie, którą przez ten czas udało nam się stworzyć….. Relacja w kolejnym odcinku pamiętnika… <Kasia>

Niedziela, 15 lipca 2012 roku

Wczorajszy wieczór, mimo okropnego wiatru i zimna był niezwykle gorący. Spotkaliśmy się w Waleńczowie na łączce za kościołem, żeby móc podziękować, przeprosić i powiedzieć to co chcielibyśmy powiedzieć. Zapewne czasu i możliwości jak zawsze było za mało, nie udało się powiedzieć wszystkiego,  ale na pewno udało się zrealizować choć część zamierzeń. Ksiądz przewodnik podziękował wszystkim, którzy zaangażowali się przez te 10 dni w konkretne służby: medyczną, muzyczną, drogową, specjalne podziękowania były też oczywiście dla sióstr i kleryków. My dla naszych księży przygotowaliśmy jak zawsze zabawny różowy gadżet, tym razem były to dmuchane plażowe piłki, na których wszyscy zostawiliśmy swoje podpisy. Dla całej grupy przygotowaliśmy kwiaty hawajskie na szyję, w których wejdziemy do Częstochowy. Zakończyliśmy spotkanie wspólnym zdjęciem i udaliśmy się na zasłużony wypoczynek. Dziś bowiem ruszaliśmy już o godzinie 6. Ostatni etap pielgrzymowania to w zasadzie prosta droga wiodąca na Jasną Górę. Dziś widać, że grupa bardzo przygotowała się do tego dnia. Odświętne ubrania, wiele różowych elementów, kwiaty na szyi, uśmiech na twarzy świadczą o tym, że dla nas jest to ogromnie ważne przeżycie. Wędrowaliśmy 10 dni, każdy z własnymi intencjami, będąc razem ale tak naprawdę musieliśmy sami przed sobą odkryć sens i cel tego, dlaczego znaleźliśmy się na szlaku. To na pewno nigdy nie jest przypadkowe, bo to przecież Matka Boża zaprasza nas do tych miejsc, które szczególnie wybrała. Nam tylko pozostaje odpowiedzieć, przyjąć zaproszenie i wyruszyć. Za miejscowością Kłobuck pierwszy raz pokazała nam się wieża jasnogórskiego klasztoru. To taki moment gdy zatrzymujemy się w drodze i przyklękamy, by pierwszy raz powitać Matkę Bożą. Jest to niesamowite doświadczenie, bo wtedy po raz pierwszy dociera do nas, że to co kilka dni temu wydawało się trudne, niemożliwe i tak odległe oto jest na wyciągnięcie ręki. Wszelkie niedomagania, ból nóg, trud pielgrzymowania staje się nieważny. Po godzinie 11 dotarliśmy na Aleję Brzózek w Częstochowie. Tam czekaliśmy na swoją kolej wejścia. Już nie tylko pielgrzymi, ale także ich bliscy i rodziny. Grupa nieco zwiększyła swoją liczebność na tych ostatnich metrach. Weszliśmy na wały z ogromnym entuzjazmem i jak to piąteczka potrafi narobiliśmy sporo hałasu. Wszyscy śpiewali hit tegorocznej pielgrzymki, a szczególnie wymowna była zwrotka mówiąca o 15 lipcu i kwiatach dla Matki Bożej. Śpiewaliśmy, tańczyliśmy i zaryzykuję stwierdzenie, że tak mocnego wejścia już dawno nie było! Gdy kapelan przywitał nas, leżąc na trawie przed ołtarzem polowym wysłuchaliśmy opisu grupy. To kolejny moment niewyobrażalny dla tych, którzy nigdy nie pielgrzymowali. Namacalne bycie w miejscu do którego się tęskni cały rok jest poświadczeniem, że było warto, że tym razem także się udało. Dziś jest niedziela więc w Częstochowie były ogromne tłumy, troszkę musieliśmy odczekać w kolejce zanim dotarliśmy przed obraz. Jednak Agata tak podyrygowała zespołem muzycznym, że nie mogliśmy się nudzić w tym oczekiwaniu. W kaplicy mieliśmy możliwość krótkiej modlitwy, złożyliśmy Matce Bożej kwiaty, które tradycyjnie dostaliśmy od tych, którzy nas witali na szczycie. Po wyjściu mieliśmy czas na pozbieranie swoich rzeczy, załatwienie wszystkiego co związane z powrotem do domu, albo z noclegiem w Częstochowie. O godzinie 16 spotkaliśmy się wszyscy na Mszy Świętej na wałach, by zakończyć naszą pielgrzymkę. Przywitał nas ks. Arcybiskup Stanisław Gądecki, wygłosił także homilię. Piąteczka tradycyjnie zebrała się pod jednym z drzew, by także przez ten czas być razem z sobą, doskonale każdy zdawał sobie sprawę, że to już ostatnie wspólne minuty. Po Mszy zebraliśmy się jeszcze razem, pobiegaliśmy troszkę, odśpiewaliśmy nasz hit, w między czasie dotarli nasi księża i nadszedł czas pożegnań. Było wiele radości, wzruszenia, uścisków. Zapewne wielu z nas spotka się także w ciągu roku, ale przecież doskonale sobie zdajemy sprawę, że nie wszystkie relacje i nie wszystkie znajomości uda się podtrzymać na tyle, by móc spotykać się dość często. Musimy rozejść się do swoich obowiązków, do codzienności ,a ta jest niezwykle trudna po takich 10 dniach. Pielgrzymka zostawi w nas trwały ślad i nic już nie będzie takie samo jak było. Nie trzeba się jednak smucić, ale korzystać z owoców, które na pewno się pojawią, bo tak jak samochód potrzebuje paliwa by jeździć, tak my rekolekcji w drodze by móc każdy w swoim środowisku być dla innych. Mi już też nie pozostaje nic innego jak powiedzieć…. dziękuję, do zobaczenia, być może za rok!…<Kasia>