I
Trwamy w Wielkim Poście. Już kilka tygodni minęło od środy popielcowej, od dnia gdy usłyszeliśmy wezwanie: Nawracajcie się i wierzcie. To tylko dwa słowa, a w nich zawiera się wszystko co Pan Bóg chciał przekazać człowiekowi poświęcając swego Syna dla odkupienia naszych win. Czy potrafimy słusznie owe słowa odczytać? I dlaczego one są tak bardzo ważne? Czy weszliśmy na tę drogę wielkopostnego zastanowienia się nad sobą?
Przyjrzyjmy się scenie z dzisiejszej Ewangelii. Niewątpliwie jest nam tak bardzo bliska, że mamy wrażenie, że sami w niej uczestniczymy. Bowiem w codziennym życiu, na każdym kroku spotykamy się ze słowami jakie wypowiadają wobec nas inni. I dość często pojawiają się obietnice, zapewnienia, przyrzeczenia.
Nie lubimy, kiedy ktoś wystawia nasze zaufanie na próbę. Ukrywa prawdę, bo kłamstwo jest łatwiejsze. Zachowuje pozory dla świętego spokoju. Syn nie skrywał prawdziwych emocji, wprawdzie sprzeciwił się ojcu, wystąpił przeciwko niemu, nie przejmował się tym co dzieje się w rodzinnym domu, ale w konsekwencji przemyślał swoje zachowanie i zrobił to co powinien, to co było słuszne. Oczywiście nie należy pochwalać jego zachowania, ale docenić skruchę, a nade wszystko umiejętność przyznania się do błędu i naprawienia tego, co można było naprawić.
Jaka postawę przyjmujemy my w codziennym życiu. Do którego syna jesteśmy podobni?
Najczęściej niestety do tego marnotrawnego. Jednak czekający z otwartymi ramionami ojciec wybacza, bo kocha syna ponad wszystko. Dokładnie tak samo Bóg – Ojciec ani na chwilą nie zamyka swoich ramion. Czeka każdego dnia, wtedy kiedy jesteśmy szczęśliwi, kiedy wszystko nam się układa i wtedy, gdy każdy dzień jest kolejną walką o przetrwanie. Niestety my jak ów marnotrawny syn często przypominamy sobie o Bogu dopiero wtedy kiedy tracimy grunt pod nogami. Mimo to zawsze, bez względu na to jak daleko odejdziemy od Niego, możemy wrócić. Wszystko zależy od naszej skruchy, żalu za grzechy i prawdzie szczerej chęci poprawy.
Tak więc dzisiejsza ewangeliczna scena uczy także, byśmy i my – skoro Pan Bóg nam odpuszcza winy – nauczyli się przebaczać drugiemu człowiekowi. Każdy może popełnić błąd, owszem trudno jest zaufać komuś, kto już raz zawiódł, ale trzeba przyjąć i dopuścić możliwość, że naprawdę przemyślał swoje zachowanie, wyciągnął wnioski i chce postępować inaczej. Chyba, że ktoś nieustępliwie trwa w czynieniu zła, popełnia wciąż te same błędy, wówczas jest to niewybaczalne.
Jeszcze pozostało kilka tygodni tego wyjątkowego czasu, jest więc i dla nas nadzieja, na naprawienie tego co wymaga wyprostowania i wypełnienie zobowiązań, których się podjęliśmy. Pamiętajmy, że nie ma takich sytuacji, które nie miałyby dobrego rozwiązania, niekiedy potrzeba jedynie więcej czasu. Każdy błąd można naprawić jeśli nie od razu w całości to chociaż częściowo. Tak samo jest z naszym ciągłym i nieustającym nawracaniem się. Pan Bóg zawsze czeka na człowieka, nawet jeśli powie „nie” jak ów syn, to i tak ma szansę powrotu na drogę do Zbawienia. Oczywiście musi być prawdziwa chęć naprawienia tego co było złego i nieustannego podnoszenia się przy kolejnych potknięciach.
Nawracajcie się i wierzcie. Wiara to wyznawanie Bogu miłości wówczas, gdy nie jest to oczywiste. Życie nadzieją i wlewanie jej w serca innych, gdy świat krzyczy, że nie ma już na nic nadziei. Widzimy więc, zwłaszcza w czasie wielkopostnym, że wiara daje nam ogromne narzędzie. Dostajemy krzyż, który ma być wsparciem. Kto przybliży się do niego, kto myślą i sercem będzie trwać przy cierpiącym Chrystusie, może być pewien że również On – Zbawiciel – nie opuści takiego człowieka w cierpieniu duchowym i w czasie wątpliwości. Nawet jeśli po ludzku nie będziemy potrafili odnaleźć rozwiązania, wytłumaczyć sensu zdarzeń, będziemy potrafili je przyjąć gdy uwierzymy, że każde nasze cierpienie ma początek w męce Chrystusa i dzięki temu ma głębszy wymiar. Amen.