Codziennie ludzie martwią się o wiele spraw. Począwszy od takich błahych jak to jaka będzie pogoda, albo co na siebie ubrać, a skończywszy na sprawach dotyczących zdrowia i życia. Nieustannie zastanawiają się, czy podołają temu co na siebie przyjęli, czy dobrze wypełnią powierzone im obowiązki. Rozpoczynają dzień planując poszczególne godziny, minuty, a nawet sekundy. Każda wypełniona jest jakimiś czynnościami. Nie zastanawiają się nad tym czy w ogóle jakiekolwiek działania mają sens.
Co powoduje, że codziennie rano wstajemy, że staramy się dobrze wyglądać, idziemy do szkoły, do pracy, dbamy o naszych najbliższych, spotykamy się z ludźmi, walczymy o wiele spraw? Tym motorem jest coś bardzo ważnego, w zasadzie niezbędnego w naszym życiu. To wiara. Bez wiary każde nasze działanie byłoby pozbawione sensu. Kiedy ludzie poddają się w życiu, gdy nie widzą już jego sensu, zaczynają szukać. Jedni sięgają po używki i staczają się, drudzy leczą by móc znowu odnaleźć sens życia, kolejni potrzebują innego człowieka by wskazał im cel drogi, a jeszcze inni intensywnie szukają i na nowo odkrywają Boga. Wszyscy oni głęboko wierzą, że to co robią pomoże im funkcjonować w codzienności.
Ludzie wierzący w Boga wiedzą, że wszystkie podjęte decyzje i to co robią w życiu ma ich doprowadzić do wieczności. Gdyby zabrakło wiary i głębokiego przekonania, że obietnica Chrystusa o niebie jest skierowana do każdego człowieka, nie wydarzyłoby się żadne dobro. Jednak musimy pamiętać, że z wiarą nie jest tak jak z zakupami w sklepie. Nie można jej wziąć z półki i pop prostu zapłacić, co więcej jeśli już się ją ma, należy dbać o nią, żeby jej nie zgubić.
Co zrobić, żeby mieć mocną, niezachwianą wiarę? Analizując dzisiejszą Ewangelię możemy dojść do wniosku, że jeśli Apostołowie prosili Boga o przymnożenie wiary, skoro nawet im jej brakowało, będącym tak blisko Chrystusa, to cóż dopiero nam! Nie tędy droga. Jezus napomina swoich uczniów, bo chce zwrócić ich uwagę na to, że mają ten ogromny dar, otrzymali wiarę, ale nie do końca wiedzą co i jak mają z tym zrobić. Chce skłonić ich do wewnętrznego własnego rozwoju, do wzrostu wiary, żeby nie pozostała martwą.
I my dokładnie tak samo możemy taki dar otrzymać. Bóg daje wiarę każdemu kto tego chce. Tylko, że my nie zawsze potrafimy pokazać Panu Bogu, że jesteśmy gotowi na jej przyjęcie. To do nas należy ostateczna decyzja czy przyjmujemy Pana Boga do naszego życia. Na tym polega Jego przeogromna miłość. Pozostawił nam wolność nawet w tej kwestii, byśmy zdecydowali czy mamy kochać naszego Zbawiciela. Jeżeli będziemy zamykali się na Pana Boga to nasza wiara będzie, jak to jest opisane w innej przypowieści, jak ziarno rzucone na skałę. Nic z niego nie pozostanie. Godząc się na przyjęcie wiary decydujemy się na to, by już zawsze o nią dbać. Żeby tego zasianego ziarna nie zmarnować. Każdy kto próbował kiedykolwiek wyhodować jakąś roślinę doskonale wie jak bardzo trzeba się postarać żeby wzrosła. Najpierw wybrać najlepsze podłoże, doskonałą glebę, poszukać odpowiedniego nawozu, podlewać, osłaniać, i czekać. Kiedy wykiełkuje mała roślinka, pojawia się większa radość i to mobilizuje do dalszej dbałości. Nawet jeśli korzenie są już mocne, a z małej rośliny powstanie olbrzymie drzewo nadal trzeba go doglądać.
Dokładnie tak samo jest z naszą wiarą. Kiedy już nasionko się przyjmie to potrzebuje naszej dbałości, naszej modlitwy, sakramentów, studiowania Słowa Bożego, czynienia dobra na rzecz wspólnoty. Bez względu na to, czy jesteśmy na etapie małej drobnej roślinki, czy potężnych konarów drzewa, potrzebujemy ciągłego podsycania wiary, odżywiania jej by była naszym motorem do życia, byśmy nigdy nie zwątpili, że podążamy właściwą drogą, w najlepszym kierunku.