Dzisiejsza liturgia przypomina nam, o naszej przynależności do Jezusa Chrystusa, bo to On daje największą życiodajną siłę. Dlatego też Ewangelia stawia nam przed oczami symbol w postaci winnego krzewu. Latorośle winogron to bardzo ciekawa roślina. W winnicach sadzi się podstawowe krzewy winne, ale można ingerując w odpowiedni sposób łączyć je, przeszczepiać gałązki, żeby uzyskiwać jak najlepsze, najokazalsze i najbardziej wydajne owoce. Oczywiście może się tak zdarzyć, że sadzonka nie przyjmie się, uschnie, albo owoc nie będzie miał zadowalającego smaku. Dlatego właśnie, że winorośl jest tak złożoną rośliną, Jezus na jej przykładzie tłumaczy uczniom zależność człowieka od Boga i co może się stać jeśli te więzi nie będą wystarczająco dobre i silne.
Jezus Chrystus poprzez swoją śmierć i zmartwychwstanie zaszczepił w nas wszystko to, czego potrzebujemy do doskonałego duchowego wzrostu. Przede wszystkim umarł za nasze grzechy, a zmartwychwstając dał obietnicę Zbawienia. Mamy więc przykazania, których przestrzeganie pomoże wypuszczać doskonałe, świeże gałęzie naszej wiary. Zdrowe i dobre korzenie, mocne konary pozwolą na wydanie najlepszych owoców. Te owoce to nasze codzienne postępowanie i świadectwo. Oddawanie chwały i należnej czci Bogu. Wypełnianie własnego powołania, realizowanie zobowiązań i powierzonych zadań. Bycie w gotowości dla drugiego człowieka zawsze wtedy, kiedy ktoś nas potrzebuje. W końcu pokazywanie własnym życiem, że wybór Chrystusa jako przewodnika i pasterza daje możliwość nieustannego nawracania.
Słyszymy, że jeśli zdecydujemy się na życie w Bogu, On sam zadba o to, by przynoszone przez nas owoce były coraz doskonalsze. Jednak jest też przestroga, jeśli zbyt często będziemy oddalać się od Boga, nie będziemy wzrastać, bo zabraknie nam życiodajnej siły czyli sakramentów, które są dla naszego serca niczym najlepszy nawóz dla rośliny.
W tym ewangelicznym obrazie jest bardzo ważna praktyczna wskazówka. Owoc to konkretny, namacalny efekt działania. Można go zmierzyć, porównać, ocenić. Zatem, nie chodzi już tylko o teorię, a o praktyczne działania, które każdy może zaobserwować. Stąd też w drugim czytaniu przypomnienie, że nie słowa świadczą o człowieku ale czyny. Są ludzie, którzy potrafią pięknie mówić. Dobierają bardzo wyszukane słownictwo. Budują zdania dbając o poprawność językową. Potrafią sprawić, że ktokolwiek ich słucha będzie zachwycony. Są też tacy ludzie, którzy mówią krótko, niewiele, czasem być może z błędami. Sam sposób nie ma znaczenia. Cóż z tego, że ktoś będzie pięknie opowiadał kłamstwa, a jego działania nie będą miały nic wspólnego ze słowami? Słowo ma ogromną moc. Możemy słowem podnieść kogoś na duchu ale również bardzo mocno zranić, dawać nadzieję, lub odebrać wszystko. Dotrzymać obietnicy lub po raz kolejny pozostawić kogoś z rzuconymi na wiatr słowami bez pokrycia. Dlatego to co mówimy musi mieć przełożenie na czyny.
Pozostaje więc otworzyć serce. Przyjąć Chrystusa. Prosić Ducha Świętego o światło potrzebne w podejmowaniu codziennych decyzji, by czyny jakich się podejmujemy przynosiły zawsze jak najlepsze owoce. Żeby nasz zapał nie gasł już na etapie teoretycznych chęci i deklaracji, ale znalazł przełożenie w rzeczywistości. Byśmy potrafili odróżniać kłamstwo i manipulację od prawdy, by nie dać się zaszczepić do niewłaściwej winnicy. Owoce bowiem zawsze są wynikiem ostatecznym. Najpierw trzeba zjednoczenia z Bogiem poprzez wyznanie własnej wiary, bo usłyszeliśmy wyraźnie: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”.
Dzisiejsza liturgia przypomina nam, o naszej przynależności do Jezusa Chrystusa, bo to On daje największą życiodajną siłę. Dlatego też Ewangelia stawia nam przed oczami symbol w postaci winnego krzewu. Latorośle winogron to bardzo ciekawa roślina. W winnicach sadzi się podstawowe krzewy winne, ale można ingerując w odpowiedni sposób łączyć je, przeszczepiać gałązki, żeby uzyskiwać jak najlepsze, najokazalsze i najbardziej wydajne owoce. Oczywiście może się tak zdarzyć, że sadzonka nie przyjmie się, uschnie, albo owoc nie będzie miał zadowalającego smaku. Dlatego właśnie, że winorośl jest tak złożoną rośliną, Jezus na jej przykładzie tłumaczy uczniom zależność człowieka od Boga i co może się stać jeśli te więzi nie będą wystarczająco dobre i silne.
Jezus Chrystus poprzez swoją śmierć i zmartwychwstanie zaszczepił w nas wszystko to, czego potrzebujemy do doskonałego duchowego wzrostu. Przede wszystkim umarł za nasze grzechy, a zmartwychwstając dał obietnicę Zbawienia. Mamy więc przykazania, których przestrzeganie pomoże wypuszczać doskonałe, świeże gałęzie naszej wiary. Zdrowe i dobre korzenie, mocne konary pozwolą na wydanie najlepszych owoców. Te owoce to nasze codzienne postępowanie i świadectwo. Oddawanie chwały i należnej czci Bogu. Wypełnianie własnego powołania, realizowanie zobowiązań i powierzonych zadań. Bycie w gotowości dla drugiego człowieka zawsze wtedy, kiedy ktoś nas potrzebuje. W końcu pokazywanie własnym życiem, że wybór Chrystusa jako przewodnika i pasterza daje możliwość nieustannego nawracania.
Słyszymy, że jeśli zdecydujemy się na życie w Bogu, On sam zadba o to, by przynoszone przez nas owoce były coraz doskonalsze. Jednak jest też przestroga, jeśli zbyt często będziemy oddalać się od Boga, nie będziemy wzrastać, bo zabraknie nam życiodajnej siły czyli sakramentów, które są dla naszego serca niczym najlepszy nawóz dla rośliny.
W tym ewangelicznym obrazie jest bardzo ważna praktyczna wskazówka. Owoc to konkretny, namacalny efekt działania. Można go zmierzyć, porównać, ocenić. Zatem, nie chodzi już tylko o teorię, a o praktyczne działania, które każdy może zaobserwować. Stąd też w drugim czytaniu przypomnienie, że nie słowa świadczą o człowieku ale czyny. Są ludzie, którzy potrafią pięknie mówić. Dobierają bardzo wyszukane słownictwo. Budują zdania dbając o poprawność językową. Potrafią sprawić, że ktokolwiek ich słucha będzie zachwycony. Są też tacy ludzie, którzy mówią krótko, niewiele, czasem być może z błędami. Sam sposób nie ma znaczenia. Cóż z tego, że ktoś będzie pięknie opowiadał kłamstwa, a jego działania nie będą miały nic wspólnego ze słowami? Słowo ma ogromną moc. Możemy słowem podnieść kogoś na duchu ale również bardzo mocno zranić, dawać nadzieję, lub odebrać wszystko. Dotrzymać obietnicy lub po raz kolejny pozostawić kogoś z rzuconymi na wiatr słowami bez pokrycia. Dlatego to co mówimy musi mieć przełożenie na czyny.
Pozostaje więc otworzyć serce. Przyjąć Chrystusa. Prosić Ducha Świętego o światło potrzebne w podejmowaniu codziennych decyzji, by czyny jakich się podejmujemy przynosiły zawsze jak najlepsze owoce. Żeby nasz zapał nie gasł już na etapie teoretycznych chęci i deklaracji, ale znalazł przełożenie w rzeczywistości. Byśmy potrafili odróżniać kłamstwo i manipulację od prawdy, by nie dać się zaszczepić do niewłaściwej winnicy. Owoce bowiem zawsze są wynikiem ostatecznym. Najpierw trzeba zjednoczenia z Bogiem poprzez wyznanie własnej wiary, bo usłyszeliśmy wyraźnie: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”.