„Jeśli chcesz, możesz…”
Ludzie rzadko zastanawiają się nad tym czego naprawdę chcą. Być może dlatego, że czasy w których żyjemy zmieniają się w błyskawicznym tempie. Również poprzez ten fakt wymuszają pragnienia i cele. Od chęci zaczyna się wszystko. Jeżeli masz się z kimś spotkać, to nie będziesz tego odkładać w nieskończoność, wymawiać się brakiem czasu, bo jeśli naprawdę CHCESZ się spotkać to zrobisz to. Kiedy dajesz słowo, bądź składasz obietnicę musisz jej dotrzymać prędzej czy później i jeśli rozważnie obiecywałeś i CHCESZ coś zrobić, dać, poświęcić dla kogoś zrobisz to. Prawda jest taka, że jeśli zwlekasz, okładasz w nieskończoność, zapominasz to ten człowiek nie był dla Ciebie ważny a ta sprawa okazała się mało znacząca. Bo chęci mierzy się nie czasem, ten zresztą zawsze się znajdzie, nie opowieściami bez pokrycia, ale realizacją i konkretnymi czynami. I są tacy ludzie, którym nigdy nie jest ciężko, którzy potrafią znaleźć czas, którzy chcą, nawet jeśli nie mogą liczyć na niczyją wzajemność. Ale jest w nich pasja, wytrwałość, walka i cierpliwość, a nade wszystko nadzieja, że to na co czeka kiedyś może się zrealizować.
Ta CHĘĆ jest także istotą dzisiejszej Ewangelii. Postawa trędowatego człowieka przepełniona jest nadzieją. Jego największym marzeniem było móc prowadzić zwykłe, proste życie. Codzienność to przecież spotkania z ludźmi, on poprzez swoją chorobę został wykluczony ze społecznego życia. Jak czujesz się, kiedy musisz na jakiś czas odsunąć się od ludzi bądź spraw na których Ci zależy? O czym wtedy myślisz? W takiej chwili okazuje się jak ważne są nawet maleńkie znaki czyjejś obecności, choćby wyrażonej z daleka. Ów człowiek chciał realizować swoje pasje, wykonywać własną pracę. Kiedy nie możesz robić tego, co jest Twoim powołaniem, co sprawia radość, daje satysfakcje jak się wówczas czujesz? Jaką radość sprawia fakt, gdy możesz wrócić do codziennych obowiązków.
Dokładnie takie same pragnienia były w sercu trędowatego bohatera Ewangelii. Poza celem, miał on w sobie mnóstwo determinacji. Dlatego niejako wystawia na próbę Chrystusa. Bo przecież pytanie: „jeśli chcesz to możesz mnie uzdrowić” jest wręcz jak rzucone wyzwanie. To właśnie owa determinacja dostąpienia łaski sprawiła, że już nie prosił, ale walczył każdym możliwym sposobem o swoje życie. Dlatego Chrystus mu nie odmówił, bo za tymi słowami kryło się prawdziwe wyznanie wiary i zgoda na każdą decyzję. Przecież Jezus mógł zlekceważyć błaganie o pomoc.
Owe słowa są synonimem wypowiadanych przez nas każdego dnia słów: „bądź wola Twoja”. Odmawiając modlitwę Pańską czy w czasie Mszy Świętej, czy też podczas osobistej rozmowy z Bogiem składamy Mu wielkie oświadczenie własnej wiary. Mówiąc „bądź wola Twoja” zgadzamy się na każdy plan, jaki Bóg przewidział dla naszego zbawienia. Zastanawiasz się czasem nad tymi słowami, czy wypowiadasz je mechanicznie? „Bądź wola Twoja” czyli CHCĘ żyć tak jak Ty dla mnie Panie zaplanowałeś.
Jest jeszcze jeden aspekt tej ewangelicznej historii. Prawdziwa miłość i dobroć nie potrzebuje rozgłosu. Chrystus obawiając się zbyt wielkiej sławy ostrzega uzdrowionego, żeby nie mówił innym co w jego życiu zdarzyło się. Niestety radość była tak ogromna, szczęście tak silne, że nie mógł wypełnić tej prośby Boga. To właśnie obrazowe pokazanie jak dzieje się w życiu człowieka, gdy słowa „bądź wola Twoja” są tylko słowami, gdy obietnice nic nie znaczą i nigdy nie zostaną spełnione, gdy ktoś pięknie mówi o czynieniu dobra, a sprawia swoim postępowaniem przykrość.
Dlatego przychodząc do Chrystusa, prosząc o Łaskę, wyrażając CHĘĆ nawrócenia, trzeba mieć na uwadze, by umieć udźwignąć własną wiarę ze wszelkimi jej konsekwencjami, by CHCIEĆ przyjąć wolę Pana Boga bez względu na to, czy będzie zgadzać się z naszymi celami i pragnieniami.