I Niedziela Wielkiego Postu

„Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.”

Przed kilkoma dniami rozpoczęliśmy wielki post. Wielu z nas pochylając głowę w środę popielcową, usłyszało właśnie te słowa. „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Hasło tegorocznego roku liturgicznego.

Słowa, które pojawiają się nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni. Dwa czasowniki, w których zawarta jest cała spuścizna, którą Bóg chciał przekazać człowiekowi skazując swego Syna na śmierć. Czy potrafimy słusznie owe słowa odczytać? I dlaczego one są tak bardzo ważne? W zasadzie dlaczego po raz kolejny przeżywamy Wielki Post. Te i wiele innych pytań niewątpliwie pojawiać się może w czasie następnych czterdziestu dni. Jeśli kilkakrotnie przeczytamy to zdanie, zwraca naszą uwagę bardzo drobny szczegół, ale sprawiający, że diametralnie inaczej podchodzimy do wielkopostnego przeżywania liturgii. Chrystus nie powiedział nawróć się i  uwierz. Przeciwnie. Używa wskazówki, która ma swój początek, ale nie ma końca, trwa nieustannie, jest swego rodzaju wyborem drogi, na którą wstąpiwszy nie, można już zeń się wycofywać.

Kiedy spojrzymy na tych kilka słów w kontekście roku liturgicznego zrozumiemy, że Kościół wzywa nas do jednoznacznego opowiedzenia się po stronie Chrystusa. Tu pojawia się problem. Bowiem człowiek jest tak skonstruowany, że łatwiej podjąć mu trud gdy ma się przed oczyma fakt, że niebawem się skończy. Czyli przez 40 dni potrafi przyjąć na siebie pewne umartwienie, by po wybiciu rezurekcyjnego dzwonu powrócić do wcześniejszego trybu. Nie o to jednak chodzi.

Oczywiście post to czas pokuty, w którym sposób szczególny chcemy rozważać Męce Pana naszego Jezusa Chrystusa. Badania rynku dowiodły, że Polacy dużo większą wagę przywiązują do Świąt Bożego Narodzenia niż do Wielkiej Nocy. W prostej linii możemy znaleźć związek między takim wyborem a wiarą. Nietrudno być  z Chrystusem gdy sprawia nam to przyjemność, kiedy nie dotykają nas żadne troski dnia codziennego, o wiele łatwiej przychodzi nam wtedy rozważanie radosnych chwil z Jego życia. Trudniej pozostać przy Chrystusie w chwilach cierpienia, gdy oblany krwawym potem modli się w Ogrójcu, gdy stoi przywiązany do słupa i jest biczowany, cierniem ukoronowany, gdy dźwiga ciężki krzyż i pod nim umiera. Nawet Apostołowie, którzy z taką determinacją za nim kroczyli, spodziewając się doświadczenia królestwa Bożego na ziemi, w momencie gdy – zamiast udziału w chwale – stali się świadkami odrzucenia i Męki Jezusa, prawie wszyscy uciekli.

Niestety dzisiaj dzieje się podobnie, bo ludzie boją się cierpienia i nie tylko swojego, ale również tego, żeby uczestniczyć w cierpieniu drugiego człowieka, w tym także w cierpieniu Jezusa Chrystusa. Często wymawiamy się brakiem czasu, obowiązkami, lub wcześniejszymi planami, gdy ktoś oczekuje pomocy. Co gorsza, bywa, że takiego wołania o pomocy i prośby w ogóle nie zauważamy, lub świadomie ignorujemy. Jak tu zatem nieustannie się nawracać, kiedy to nie jest modne. Jak wówczas, gdy większość opowiada o towarzyskich spotkaniach i imprezach wtrącić się z opowieścią o przeżytej Adoracji i niedzielnej Mszy Świętej. Współczesny świat kreuje życie bez takich duchowych uniesień, bo one są niemedialne i nie przynoszą żadnego dochodu.

Dlatego potrzebny jest ten kolejny post. Bo Jezus Chrystus jest cierpliwy. On czeka i ma nadzieję, że właśnie tym razem nie będzie to jedynie rezygnacja z cukierków, komputera czy innych używek. On czeka na prawdziwe wyznanie wiary i trwałą zmianę życia.

Czas Wielkiego Postu pozwala na zmierzenie się z własnymi słabościami, z własnym życiem. Współczesnemu człowiekowi trudno przychodzi zagłębianie się w rozważanie Męki Pańskiej i uczestnictwo w nabożeństwie Drogi Krzyżowej czy Gorzkich Żali. Ale czy to może nas usprawiedliwiać? Właśnie pomimo tych trudności, niezrozumienia tematu, mimo pokusy przeświadczenia, że mnie to nie dotyczy warto się zatrzymać. Dlatego wchodząc w czas Wielkiego Postu należy mimo wszystko podjąć trud rozważania Męki Pańskiej, a nawet więcej, czas ten powinien być dla nas wszystkich okazją do duchowego rozwoju, który na pewno nie będzie miał miejsca, jeżeli postanowimy przeżyć ten czas tak, jak inne dni w roku do tego z nadzieją, że te 40 dni jakoś się przetrwa.

Zatem, jeśli wezwani jesteśmy do wiary w Ewangelię, to konkretnie do czego? Głoszenie ewangelii przez uczniów Jezusa od samego początku polegało przede wszystkim na głoszeniu prawdy o  Jego zmartwychwstaniu, a do tego potrzebne było najpierw szczegółowe opowiadanie o Jego męce i śmierci, by na tej podstawie przekazać „Dobrą Nowinę o Zmartwychwstaniu”. My nie mamy w zwyczaju głoszenia Ewangelii w formie odczytywania jej innym, dlatego świadectwem przyjęcia jej musi być postępowanie w taki sposób, by inni w nas czytali prawdę o Zbawieniu.  

Żeby w coś uwierzyć trzeba to poznać, stąd też wielokrotne zachęcanie do lektury Pisma Świętego, do powracania po raz kolejny i kolejny do znanych już tekstów, by w zależności od okoliczności móc odkryć je od nowa i zastosować w swoim życiu. Wiara to nie naukowe wywody i udowadnianie ponad wszelką wątpliwość, że coś jest takie jakie jest. To nie zawsze jasne sytuacje bez sprzeczności i przeciwstawieństw. To w końcu nie jest coś co można posiąść raz na zawsze. Sterować tym, lub zmieniać według własnych upodobań. Wiara to nade wszystko zaufanie Bogu, to oddanie własnego życia w Jego ręce i pozwolenie na to by On był w nim jedynym Panem.

W języku średniowiecza słowo wierzyć brzmiałoby „cor dare”, czyli dać serce. To bardzo proste, ale jakże wymowne wytłumaczenie. Kiedy jakiejś sprawie, zadaniu, albo człowiekowi poświęcam serce, to znaczy, że angażuję się bez zastanawiania, bez tłumaczeń, bez szukania usprawiedliwienia. Daję wówczas albo wszystko albo nic. Przecież nie mogę oddać serca na chwilę. Tak więc nie mogę nawrócić się i uwierzyć jedynie tymczasowo. Zatem porzucam egoizm, opuszczam własne wygodnictwo, pozbawiam się tego co marnuje mój czas, a w zamian wypełniam serce sprawami Boga. Modlitwą, rozmyślaniem, rozważaniem ostatniej drogi Chrystusa, byciem dla drugich. Nie zważam na okoliczności, na to, że ktoś rzuca mi kłody pod nogi idę za Chrystusem, moim światłem i Zbawicielem.

Wiara to trwanie mimo przeciwności, mimo zwątpienia, czy podejmuję słuszne decyzje. Kiedy dziecko w czasie zabawy skacze z jakiejś wysokości, wierzy i ma głębokie przekonanie, że rodzic, który czeka poniżej z otwartymi ramionami, nie zamknie ich nagle i nie odwróci się. Dziecko nawet nie pomyśli, że może zagrażać mu niebezpieczeństwo. Im dłużej żyjemy tym częściej i intensywniej przychodzą myśli, co jeśli zamiast przysłowiowych otwartych ramion będą ostre skały. Dlatego boimy się wierzyć i ufać bezgranicznie.

I znów z pomocą przychodzi nam Krzyż. Jezus z wysokości Krzyża patrzy, otwiera ramiona i czeka, byśmy skakali w przepaść wiary bez obaw. Byśmy z Nim i dla Niego przeżyli to wszystko czego doświadczył. Byśmy trwali na modlitwie w Ogrodzie Oliwnym, nie uciekli, gdy został zdradzony przez przyjaciela. Szli i podtrzymywali Go kiedy upadał pod ciężarem krzyża. W końcu wzięli na siebie odpowiedzialność za gwoździe grzechów.

Wiara to wyznawanie Bogu miłości wówczas, gdy nie jest to oczywiste. Życie nadzieją i wlewanie jej w serca innych, gdy świat krzyczy, że nie ma już na nic nadziei.

Widzimy więc, że wiara daje nam ogromne narzędzie, krzyż, który ma być wsparciem. Kto przybliży się do niego, kto myślą i sercem będzie trwać przy cierpiącym Chrystusie, może być pewien że również On – Zbawiciel – nie opuści takiego człowieka w cierpieniu. Nawet jeśli po ludzku nie będziemy potrafili wytłumaczyć sensu owego cierpienia, będziemy potrafili je przyjąć gdy uwierzymy, że każde nasze cierpienie ma początek w męce Chrystusa i dzięki temu ma głębszy wymiar. Nie od razu otrzymamy odpowiedź dlaczego, albo po co.  

Nawrócenie i wiara nie oznacza końca życia, jak to się powszechnie wydaje. Nie jest dla starszych czy schorowanych ludzi. Nie chodzi o to, by nie cieszyć się z przyjemności jakie niesie świat. Nic bardziej mylnego. Chodzi o to, by nie przegapić okazji, by nie robić nic na chwilę, by nie zostać zaskoczonym. Bo wiara to nie rezygnacja ze wszystkiego. To uczestnictwo we wspaniałych powtarzalnych częściach roku liturgicznego, by umacniać siły, odnajdować właściwą drogę. Wiara to światło dla mroku codzienności. To nie uśpienie, ale obudzenie i wyczulenie własnego sumienia. Nawrócenie i wiara to w końcu dokonywanie konkretnych dzieł miłosierdzia po to, by dawać znaki obecności i prawdziwości istnienia Boga tym, którzy nie chcą lub nie umieją tak żyć. Podejmijmy więc trud głębszego wniknięcia w tajemnicę męki Pańskiej, a uczynimy to poprzez pobożne uczestnictwo w nabożeństwach pasyjnych.

„Panie ja wierzę.

Umocnij moją wiarę.

Ty znasz moje serce.

Ty widzisz strach, który jest we mnie przed nieodwołalnym powierzeniem się Tobie.

Ty wiesz, że pragnienie, bym sam kierował swoim życiem,

Jest we mnie tak silne, że tak wiele razy chcę uciekać od Ciebie.

Ale mimo to wierzę:

Przed Tobą jest moje pragnienie i moja słabość.

Ukierunkuj je, umocnij ją, pomagając mi zatopić w Tobie wszystkie moje marzenia, oczekiwania i plany,

Bym powierzył się Tobie a nie sobie i zarozumiałym oczywistościom tego świata, który przemija…”

 

 

Przewodnik grupy 5.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *