Termin kolęda wywodzi się z antycznej nazwy świąt ku czci boga światła – Janusa. W chrześcijańskiej tradycji oznacza pieśń na Boże Narodzenie. W literaturze staropolskiej spotykamy dwie odmiany tego gatunku. Są to: kolęda noworoczna życzeniowa i kolęda sakralna, zwana także właściwą. Ta ostatnia powstała w średniowieczu, a w Polsce reprezentowana jest przez około dziesięć tysięcy utworów.
Kolęda „Bóg się rodzi”, której oryginalny tytuł brzmi: „O Narodzeniu Pańskim”, została napisana przez Franciszka Karpińskiego w czasach oświecenia, a więc wtedy gdy gatunek ten przechodził okres stagnacji. Wydana została w zbiorze pieśni nabożnych w 1792 roku. Jest jedną z najpiękniejszych kolęd polskich, zwróciła uwagę wielu badaczy literatury, ale przede wszystkim jest utworem, który raz usłyszany nie pozwala o sobie zapomnieć.
Na szczególną uwagę zasługuje pierwsza strofa tego utworu, właśnie na ten fragment zwracają szczególną uwagę badacze:
„Bóg się rodzi – moc truchleje;
Pan nie biosów – obnażony;
Ogień krzepnie – blask ciemnieje,
Ma granice – nieskończony.
Wzgardzony – okryty chwałą,
Śmiertelny – król nad wiekami,”
Zacytowany fragment to niezwykły, zbudowany przy pomocy antytez, obraz Bożego Narodzenia. Zawiera w sobie największe teologiczne treści. Jest opisem i podsumowaniem istoty Boga – Człowieka.
Dwa tysiące lat temu dziecko przyszło na świat w najgorszych warunkach. Nie mogło liczyć na nic poza zimną stajnią, kawałkiem żłobu, siana i kilku zwierzętami dookoła. Ta chwila, pomimo wszelkich okoliczności, odmieniła losy wielu ludzi. Małe dziecko okazało się potężniejsze od wszystkiego co było dotąd. Karpiński przeciwstawia sobie sprawy całkiem wykluczające się. Rodzi się Bóg, zatem wszystko inne staje się nieważne. Wszelka moc i władza okazuje się nic nie warta. Tu jest wyraźne nawiązanie do historii narodzin Zbawiciela. Herod, władca panujący w Jerozolimie w ówczesnych czasach, król, od którego wszystko zależało, obawia się małego dziecka. To właśnie on truchleje, a moc jego słabnie, bo to dziecię w swoich rękach kryje największą broń – jest Bogiem, wielkim i wszechmocnym.
Dokonała się wielka tajemnica Wcielenia. A wraz za nią następują wydarzenia niepojęte dla ludzi. Sprawiają, że to, co dotąd było oczywiste, staje się zagadką. Pan niebiosów, który wyobrażany był we wspaniałych szatach, klejnotach, przychodzi nagle, ale nie jako bogacz a jako mały, nagi człowiek. Nagość oznaczała pozbawienie wszelkich więzi z tym co ziemskie. Zatem przez takie przyjście Bóg uświadamia, że jest nie tylko Człowiekiem, ale kimś znacznie większym – Panem wszechświata.
Ogień, według słownika W. Kopalińskiego, to symbol tego co boskie i demoniczne zarazem. Niesie ze sobą różne skutki swego działania. Z jednej strony oświetla, daje ciepło, a z drugiej jest sprawcą zniszczenia i klęsk. W Biblii, a zwłaszcza w Starym Testamencie, ogień bardzo często symbolizuje Boga i jego działanie. W płonącym krzaku ukazał się Bóg Mojżeszowi (Wj. 3,2), pod postacią słupa ognistego kroczył przed wędrującym z Egiptu ludem. (Wj. 19,18). Już w raju, przed bramami, umieszczał Bóg stróżów z płomienistymi mieczami. (Rdz. 3,24). Można by przytaczać mnóstwo przykładów. Podobnie w Nowym Testamencie, symbol ognia pojawia się dość często. Bóg wystąpi pod postacią ognia, który wszystko pochłania – w liście do Hebrajczyków. Jezus mówi o sobie: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię”(Łk. 12,49). W kolędzie Karpiński napisał, że ogień staje się lodem, światło zamienia się w ciemność, bo przyszedł Zbawca, Ten, który sam jest ogniem. Ogniem, który rzucił na ziemię i chce by zapłonął w każdym ludzkim sercu. Razem z nim przyszła na ziemię światłość, która rozjaśni wszelkie mroki i ciemności. Jej blask rozwieje to, co było stare i złe, a wskaże nową, lepszą drogę.
Bóg, potężny, a jednak nie do końca. Granicą Jego wielkości jest brak otwartości ze strony człowieka. Już od początku, od narodzenia, Bóg miał wrogów. Ludzie zamykali przed Jego Matką drzwi swoich domów, a tym samym zamykali swe serca. Prawie w każdym miejscu ewangelii ludzie ci dzielą się na dwie grupy. Jedni wielbią swego Pana, inni odwracają się od Niego. Karpiński w tym fragmencie, zgodnie z teologią, podsumowuje całe życie Jezusa Chrystusa. Ludzkość wzgardziła nie tylko małym bezbronnym dzieckiem. Później przyszły lata nauczania, męka i śmierć, na którą Boga skazał człowiek.
Jednak dalej kolęda mówi, że śmierć nie była Bożą przegraną. Śmierć – koniec wszystkiego, co jest ludzkim udziałem, to tajemnica, koniec wędrówki, wieczny sen, strach, niepewność. Jakkolwiek była postrzegana przez wieki, małe dziecko narodzone w Betlejem położyło jej kres. Karpiński zatem nie pisze jedynie o narodzeniu. Chwila przyjścia na świat, to swoisty wstęp do wszystkiego, co będzie działo się dalej. Bóg zesłał Swojego Syna by Zbawił ludzkość przede wszystkim przez śmierć, Karpiński zaznacza, że Bóg, mimo iż śmiertelny, jest Królem na wieki.
Wszystkie przytoczone antytezy nie wykraczają poza przekazy ewangeliczne. Ukazują niezwykłość wydarzenia. Cała pierwsza strofa to mistyczny wykład, utrzymany zgodnie z ówczesnymi traktatami i kazaniami teologicznymi. Nawiązuje do średniowiecznej liryki religijnej – to ona była źródłem pomysłów i natchnień autora, który wyraźnie odcina się od poezji barokowej.
Autor mógł czerpać inspiracje z kilku źródeł. Przez wieki bowiem tajemnica Bożego Narodzenia była tą, która najbardziej inspirowała pokolenia. Jednak zawsze mówiono i wyjaśniano zbyt mało. Powstała legenda Nocy Betlejemskiej, która zmieniała się i rozkwitała przez wieki. Zupełnie wyraźnie możemy ją rozpoznać w jednym z dwu najstarszych zabytków prozy polskiej – Kazaniach gnieźnieńskich. Można zatem pokusić się o twierdzenie, że pierwsza strofa, tak bardzo tajemnicza zaskakująca i intrygująca jest jedynie zebraniem przemyśleń autora. Do tego, jak większość twórców kolęd, oparł je Karpiński na znanych motywach. Jednak forma i kunszt sprawiły, że to ten, nie inny utwór trafia wprost do ludzkich serc, porusza wyobraźnię, a swojskość i bliskość treści sprawia, że jest to najulubieńsza z polskich kolęd.
Kolejna strofa rozpoczyna się pytaniem – apostrofą do nieba: „Cóż, Niebo, masz nad ziemiany?
Bóg porzucił szczęście twoje.” Jest w nim zawarty triumf. Oto Bóg porzuca to wszystko co niebiańskie – siedzibę Najwyższego, spokój, największy ład i porządek, potęgę, świętość, miejsce dla wybranych, jak określa to Karpiński jednym słowem – szczęście. Poświęca to wszystko, poświęca siebie dla człowieka. To w tym miejscu tak naprawdę kryje się tajemnica, zagadka i sens Betlejem. Bóg żywy jest razem z ludem, powołuje uczniów, uzdrawia, czyni cuda, naucza, choć wie, że to właśnie ten lud będzie przyczyną Jego największych cierpień. Pomimo to pozostaje na ziemi. Jest to zatem kolejny fragment kolędy, w którym autor nawiązuje do całego życia Jezusa Chrystusa. Występuje tu nawet akt żalu, przyznanie się do winy, że cierpienia Zbawcy to nasza – ludzi wina. Zapewne jest tutaj mowa o grzechu i jego następstwach. Biblia poświęca temu wiele miejsca. Już w księdze rodzaju czytamy o grzechu pierworodnym, popełnionym przez Adama i Ewę. W następstwie tego grzechu ludzie utracili wszystkie przywileje, jakie Bóg dał im w raju. Poznali zło, które jest największym cierpieniem, bo będzie nękać ludzkość aż do końca świata. Ale oto autor podkreśla w kolędzie wielką miłość i ofiarę Boga. Daje On człowiekowi jeszcze jedną szansę, mimo, że przez niego będzie cierpiał, Jezus Chrystus porzuca dobrobyt i przychodzi wyzwolić świat od grzechu.
Można by sądzić, że w kolejnym fragmencie kolędy nie ma nic zaskakującego, a jednak te bardzo popularne i niejednokrotnie bez zastanowienia wypowiadane słowa, w konfrontacji z Pismem Świętym, nabierają szczególnego charakteru. W ewangelii jest bowiem mowa o ubogich narodzinach Zbawiciela, ale także podkreślony zostaje fakt, że pierwszymi osobami, które zobaczyły nowonarodzonego byli zwykli ludzie – pasterze. To właśnie oni dostąpili zaszczytu by zobaczyć swego Pana przed Królami ze wschodu, których Franciszek Karpiński nazywa symbolicznie „bogaczami”. Tekst kolędy jest zatem bardzo konkretnym odniesieniem do ewangelii, ale co ciekawe autor bardziej dobitnie podkreśla przybycie pastuszków do Betlejem. Jest to spowodowane faktem, że Franciszek Karpiński interpretował Pismo Święte w sposób plebejsko – demokratyczny, co było dość popularne i często praktykowane w literaturze staropolskiej. Innym powodem może być rozpowszechniony wówczas kult idei franciszkańskiej. To właśnie św. Franciszek z Asyżu był tym, który słowem i czynem przypominał ubóstwo Chrystusa. Głosił on zasadę miłości i szacunku dla ludzi biednych i odrzuconych. Wielokrotnie w kolędzie „Bóg się rodzi” Franciszek Karpiński podkreśla jedność Boga ze swoim ludem, który przyszedł by dzielić z nim jego „trudy i znoje”.
Zapewne nie przypadkiem tak wiele miejsca poświęca autor problemowi ubóstwa, przecież nie tylko narodziny Bożego Syna były ubogie. Jest to przykład kolejnego odniesienia do Biblii. Autor przedstawia nie tylko jedność Boga z człowiekiem, ale daje wskazówki, ze ubóstwo może być sensem życia. Pierwszym biblijnym fragmentem przychodzącym na myśl są słowa z ewangelii św. Łukasza: „Idź sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie”(Łk. 18, 22). Ewangelista uważa ubóstwo za nieodzowną cechę chrześcijanina. Stąd opis ubogich narodzin Zbawiciela, zwrócenie uwagi na fakt, że Jego Matką została uboga, galilejska dziewczyna. Dalej, co jak już wspomniałam bardzo mocno podkreślił Karpiński, ukazuje ubogich pastuszków, którzy pierwsi zjawili się w betlejemskiej grocie. Jezus Chrystus narodził się dla ubogich i całe Jego posłannictwo jest do nich skierowane: ”Duch Pański nade mną dlatego mnie namaścił, abym głosił dobrą nowinę ubogim”. Według Biblii to właśnie ci ludzie osiągną szczęście, a opływający w dostatek powinni się strzec, bo już mają swoją radość. Ubóstwo biblijne to wyzbycie się wszelkich zbędnych dóbr, które stają na drodze do bogactwa duchowego i wieczności. Ubogie narodziny są więc wskazówką dla człowieka, a Franciszek Karpiński podkreśla je z wielką mocą po to, by nikt nad tym faktem nie przeszedł obojętnie.
Osobną strofę kolędy poświęca Franciszek Karpiński wizycie trzech mędrców. W Biblii nie ma żadnych konkretnych wiadomości na temat przybyszów. Nie wiadomo czy byli oni królami, dokąd zmierzali i dlaczego nad ich drogą ukazała się gwiazda wiodąca do miejsca narodzin. Nie jest nawet pewna ich liczba, także imiona są niepewnego i znacznie późniejszego pochodzenia. Tradycja nie jest jednomyślna, na starych malowidłach występuje dwóch mędrców, czterech, a nawet sześciu czy dwunastu. Liczba trzech przetrwała najprawdopodobniej ze względu na liczbę darów, które owi podróżnicy złożyli u stóp nowonarodzonego dzieciątka. Dary nie były przypadkowe, każdy z nich ma swoje odrębne znaczenie.
Mirra to gorzka w smaku żywica z drzewa balsamowego, stanowiła dodatek do oleju namaszczeń. Miała bardzo miły zapach, toteż często zdarzało się, że kobiety nosiły przy sobie buteleczkę z tą wonnością. Mirra symbolizuje cierpienie, prześladowanie, ofiarę, oczyszczenie a także bogactwo. W Starym Testamencie mirra kojarzona była z przyjemnym zapachem, a Nowy Testament nasuwa całkiem odmienne znaczenie. Mirra złożona w Betlejem okazała się proroczą zapowiedzią posłannictwa Jezusa. Wino zmieszane z mirrą podano Chrystusowi na krzyżu, bo działało jak środek odurzający, On nie zgadzając się na jego wypicie odmawiając spożycia wyraził dobrowolność cierpienia. Mirra służyła również do balsamowania zwłok, stała się z czasem symbolem śmierci.
Kadzidło to symbol hołdu, pobożności, adoracji, modlitwy, pokuty, oczyszczenia. Jest to mieszanina różnego rodzaju żywicy, spalana podczas obrzędów. Przede wszystkim jest jednak wyrazem czci. Mędrcy, przynosząc kadzidło do Betlejem, złożyli hołd nowonarodzonemu Zbawicielowi świata.
Złoto jest symbolem Boskiego królowania, złożenie go u stóp Bożego Syna oznaczało, uznanie Go za Króla Wszechświata.
Dary złożone przy żłobie w Betlejemską noc są istotne w tajemnicy narodzenia. To właśnie ich znaczenie ukazuje kto przyszedł na świat w ubogiej stajni. Przybycie królów do Betlejem nie było zatem przypadkowe. Ich obecność była potrzebna, choćby po to by wędrując opowiadali o tym, co ich spotkało. Dla Karpińskiego istnienie mędrców musiało być jednakowo ważne i niepodważalne skoro nie pominął ich w swoim opisie betlejemskiego cudu. Jednak mimo to nie da się ukryć faktu, że stanowczo i konsekwentnie na pierwszy plan wysuwa pastuszków. Ich pokłon i oddanie się Bogu jest bowiem przyjęte przez Chrystusa na równi z bogactwem darów magów ze Wschodu.
Najwięcej odniesień do toposów zawartych w Biblii ma refren kolędy, który jest dosłownym cytatem z ewangelii św. Jana: „A słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami”. Słowo, które było Bogiem, przyjęło ludzką postać jednocześnie pozostając tym czym było. To problem, który inspirował wielu twórców różnych epok, znających Biblię. Nie przeszedł obok nich obojętnie Franciszek Karpiński, przeciwnie, uczynił te słowa refrenem. Tym samym mocno podkreśla ich ważność. Odnosimy wrażenie, że to właśnie refren stanowi istotę kolędy, bo tak naprawdę jest to najważniejsze przesłanie utworu. Właśnie ta prawda stanowi o sensie Bożego Narodzenia – Bóg daje człowiekowi wszystko, nawet siebie w ludzkiej postaci. W pierwodruku kolędy pojawiła się adnotacja autora, że refren powinien być powtarzany przez chór, co dowodzi, że pragnął on by szczególnie ten fragment został zapamiętany przez odbiorcę.
Słowo w różnym znaczeniu wielokrotnie pojawia się w Biblii. Ewangelia św. Jana rozpoczyna się hymnem o Logosie czyli Słowie. Wyraża on główny temat ewangelii to znaczy objawienie Boga przez Słowo Wcielone. Słowo istniało zanim zostało stworzone cokolwiek na ziemi. Historia świata rozpoczęła się bowiem od słów „niech się stanie” wypowiedzianych przy akcie tworzenia.
Franciszek Karpiński cytując ewangelistę myślał zapewne o tych wszystkich słowach, które miały znaczenie w związku z wydarzeniami Betlejemskiej Nocy. Jest takie słowo, bez którego nie byłoby stajni, żłobu, pastuszków i darów. Słowem tym było „fiat” ubogiej dziewczyny, która zaufała Bogu, zgodziła się pomóc w zejściu Bożego Słowa na ziemię.
Ciało w tekście Karpińskiego określa człowieka, ale fakt, napisania tego wyrazu wielką literą sugeruje, że nie miał autor na myśli zwykłego śmiertelnika. Znów nawiązuje do wielkiej, nieodgadnionej tajemnicy Bożego Narodzenia. Być może właśnie przemiana Słowa w Ciało była trudna do zrozumienia dla twórcy, skoro te słowa uczynił refrenem i tak bardzo mocno je podkreślił.
Interpretacja okoliczności Bożego Narodzenia, jaką przyjął Franciszek Karpiński sugeruje, że integruje się on z ludem, bliskie są mu klimaty folkloru i tradycji. Być może jest to również ton osobisty – niechęć do możnych tego świata.
Pieśń „O Narodzeniu Pańskim” niewątpliwie zaliczyć możemy do grona utworów patriotycznych. Taką myśl nasuwa ostatnia strofa utworu. W sposób piękny i podniosły przeplata się tutaj ewangeliczne przesłanie z modlitewną, wręcz błagalną prośbą małego człowieka o pokój, byt i szczęście, skierowaną do Nowonarodzonego. Autor w apostrofie do Dzieciątka prosi o błogosławieństwo. Wchodzi jak gdyby w położenie ubogich pastuszków i czeka na najmniejszy gest nowonarodzonego, od którego wszystko zależy. Wierzy, że jeśli wesprze On ojczyznę swoją siła, to pozostanie niepokonana.
Kolędy bardzo często ukazywały nietrwałość władzy i przypominały, że wobec Boga wszyscy są równi, Franciszek Karpiński w swoim dziele mówi że jedynym i prawdziwym władcą jest Bóg i to Jemu powinniśmy oddawać hołd biorąc przykład z ubogich pastuszków, a na pewno tak jak oni zostaniemy przez Niego przyjęci.
Boże Narodzenie to wydarzenie, któremu ewangeliści poświęcili wiele miejsca, żaden z nich nie pominął tego faktu, bo właśnie on zmienił bieg historii i dzieje ludzkości. Dla wielu ludzi kolęda „Bóg się rodzi” jest ładną świąteczną piosenką, bo nie zastanawiają się oni nad jej treścią i znaczeniem poszczególnych zwrotek. Być może głęboka analiza nie jest możliwa bez znajomości Biblii, Karpiński znał tę księgę doskonale skoro słowa jego dzieła mają korzenie w Słowie Boga – największym dziele literackim wszech czasów.
Kasia.