Dzisiejsza Ewangelia dotyka bardzo fundamentalnych spraw i trzeba mocno w nią wniknąć by nie zostały przykryte, przez powierzchowne obrazy. Każdy człowiek potrzebuje autorytetu. Nie ma znaczenia kim jest, gdzie żyje, czym się zajmuje. Bowiem potrzeba w życiu mieć swojego mistrza, nawet, jeśli osobiście nigdy się go nie spotkało. Ów mistrz ma być bowiem odniesieniem i niejako potwierdzeniem słuszności wyborów.
Takich autorytetów potrzebowali także ludzie czasów Chrystusa. Życie ma bowiem tylko wtedy sens, jeśli dąży się do określonych celów, a zawsze łatwiej jest je zdobywać dzięki komuś, kto pokazuje drogę. Takim kimś był niewątpliwie Jan Chrzciciel. Człowiek pokorny, oddany zadaniu do jakiego Pan go powołał, a zadanie było niełatwe. Przygotować drogę temu, który dopiero ma przyjść. Dziś używając współczesnego języka ekonomii, moglibyśmy powiedzieć, że Jan był sprzedawcą marzeń i świetlanej przyszłości.
Na tym właśnie jednak opiera się moc autorytetu. Skąd można wysnuć owe przypuszczenia? Ano właśnie z pierwszego zdania dzisiejszego fragmentu Ewangelii. Jan musiał być mistrzem dla tych, którzy gromadzili się wokół niego, bo inaczej tak łatwo nie udało by mu się przekonać kogoś by poszedł za Chrystusem. Wystarczyło jedno zdanie: „Oto Baranek Boży”, stąd też wniosek, że jego uczniowie musieli wcześniej wielokrotnie usłyszeć o mającym przynieść Zbawienie Mesjaszu.
Zatem by uwierzyć potrzebne było świadectwo życia drugiego człowieka. On wskazał drogę najlepszą. Drogę za Chrystusem, mając zapewne świadomość, że już nie będzie nauczycielem, bo oddał palmę pierwszeństwa. I w tej całej sytuacji pada nadrzędne i kluczowe pytanie Chrystusa: „czego szukacie”?
To pytanie Jezus kieruje do każdego człowieka. Czego szukasz? Czego pragniesz? Co chcesz osiągnąć? Nie można uciekać przed takimi pytaniami. To niczego nie zmieni, a tylko odwlecze moment decyzji. W nieustannym biegu, w mnogości obowiązków, zdarza się, że nie dostrzegamy upływającego czasu i przechodzimy obojętnie obok momentów pozwalających na podjęcie decyzji absolutnego oddania się Jezusowi. Nie można przebiec przez życie nie zatrzymując się, nie dostrzegając tych, którzy potrzebują naszej obecności.
Wydawać by się mogło, że Chrystus mówi czego ciągle szukasz? Przecież ja jestem, czekam, wystarczy tylko twoja chęć i twoja decyzja. Dla pierwszych chrześcijan to też nie była prosta decyzja. Każdy z nich miał swoje własne życie, pomysły, przedsięwzięcia. Ale najprawdopodobniej również cały czas żyli w trybie poszukiwawczym, skoro potrafili iść za Chrystusem i od tej pory już do Niego przyprowadzać innych. Działali bardzo prosto. Znamienne słowa „znaleźliśmy Mesjasza, chodź z nami” wystarczały. Dlaczego? Bo skoro znaleźli swój cel, zdobyli pewność, że ich życie przebiega właściwym torem. Odnaleźli spokój serca i świadczyli o tym swoim własnym życiem.
Do nas też ludzie mówią znaleźliśmy Chrystusa, chodź z nami. Jednak we wciąż pędzącym świecie ten głos zostaje skutecznie wyciszany. A Bóg ciągle czeka na Ciebie. Więc czego szukasz? Bo może wcale nie trzeba rozglądać się tak daleko. On jest i czeka na Ciebie. On ma czas. Ale czy Ty masz czas, by ciągle zwlekać z odpowiedzią na Jego zaproszenie?