Dzisiejsza Ewangelia jest trudna do przyjęcia dla współczesnego człowieka, który na co dzień ulega złudzeniom i stereotypom. Zwykliśmy bowiem powtarzać dość często: będzie dobrze, wszystko się uda itp. Czasem wypowiadamy te słowa z głębokim przekonaniem, ale często zdawkowo, bo przecież coś wypada powiedzieć w momencie gdy inni opowiadają nam o swoim nieszczęściu.
W świecie XXI wieku nie ma miejsca dla nieudaczników, słabych chorych i dlatego tak bardzo życzymy sobie i prorokujemy pozytywną przyszłość. Tylko, że myślimy o jakimś niedalekim czasie, a nie o własnym zbawieniu. Bo okazuje się, że właśnie nie wszystko i nie zawsze musi być dobrze po naszej myśli. Stąd też irytacja Chrystusa wobec postawy Piotra. Uczeń właśnie zachował się tak, jak pewnie każdy postąpiłby chcąc udanej przyszłości dla kogoś ważnego.
Dlaczego więc Jezus jest tak bardzo poruszony? Być może dlatego, że denerwuje go krótkowzroczność Piotra. Bo on w krzyżu widzi jedynie cierpienie i porażkę, a nie dostrzega, że z drugiej strony jest zbawienie, czyli największy sukces jaki człowiek może osiągnąć.
Zatem codziennie goniąc za zwycięstwami, sukcesami i powodzeniem w życiu zatrzymajmy się i przyjmijmy to wszystko co Pan każdemu z nas chce ofiarować. Przyjmijmy każdy swój własny krzyż, bo nikt inny za nas go nie poniesie. A jeśli my nie dopełnimy Bożego planu ten fragment dotyczący naszego życia nigdy się nie dokona. Życzmy sobie tego by było dobrze, ale nie tylko dziś, krótkowzrocznie. Uczmy się odnajdywać w chwilach trudnych siłę, jaka płynie z krzyża. Bo krzyż to obietnica miłości, a miłość jest największą siłą sprawczą, jaką człowiek może posłużyć się wobec Boga i świata.