Kiedy nadchodzi jesień zdajemy sobie sprawę z tego, że to już koniec wakacyjnych, ciepłych dni. Wracamy do codzienności, do obowiązków, czasami trudności i problemów. Wspomnienie wspólnego czasu pielgrzymowania być może powoli zaciera się w pamięci, ustępując miejsca temu wszystkiemu, co wydarza się każdego dnia. Z drugiej zaś strony jest to również doskonały moment do tego, by z odpowiedniego dystansu spojrzeć na przeżyte dziesięciodniowe rekolekcje w drodze. Odkryć to, co nam dały i zastanowić się nad tym, dlaczego nie udało zrealizować się wszystkiego, czego po owym czasie spodziewaliśmy się.
Kolejna pielgrzymka przeszła do historii i niejeden z nas być może myśli już o tych przyszłych wędrówkach. To dobry moment do tego, by zrobić swoisty rachunek tego co mi dają inni i co ja mogę oferować, by ten czas był jeszcze lepszy i zaowocował jeszcze bardziej. Czym wobec powyższego jest pielgrzymowanie. Nie tylko to lipcowe, do stóp Pani Częstochowskiej, ale każde, jakiego się podejmujemy. Pielgrzymowanie ma wówczas sens jeśli nie kończy się wraz z ostatnim kilometrem trasy, ale gdy potrafimy przenieść je wszędzie tam, dokąd w pozostałe miesiące roku się udajemy. Gdy umiemy dzielić się doświadczeniem spotkania z Bogiem w naszych rodzinach, z przyjaciółmi, znajomymi, współpracownikami, kolegami i koleżankami w szkole. Wtedy, gdy zaświadczymy naszymi codziennymi wyborami o tym, że nic się nie kończy 15 lipca, odkryjemy, że pielgrzymka jest w nas samych i trwać będzie tak długo dopóki sami będziemy tego pragnąć.
W wielu sanktuariach na całym świecie odkrywamy jak te miejsca wpływają kojąco na nasze serce. To szczególne doświadczenia zatrzymania w czasie, odczucia pokoju, oderwania od rutyny. Czas spotkania z Bogiem, samym sobą i drugim człowiekiem. Bardzo często odkrycie, że są sprawy ważne i ważniejsze, że warto walczyć o to wszystko, na czym nam szczególnie zależy. Nawet gdy przychodzą chwile trudne, gdy po ludzku nie rozumiemy poszczególnych zdarzeń, trzeba walczyć by iść ciągle wyznaczoną drogą, by nie utracić z oczu ostatecznego celu, by w końcu nie zranić wędrujących obok nas. Nigdy nie można przekreślić tego co się wydarzyło, wspomnień, relacji, zdarzeń, ale starać się je za wszelką cenę pielęgnować i czynić lepszymi.
Październik jeszcze bardziej wzbudza w nas tęsknotę za letnim czasem. Korzystając z możliwości codziennego uczestniczenia w nabożeństwach różańcowych, trochę bardziej niż zwykle przybliżamy się do maryjnego charakteru pielgrzymowania. Coraz krótsze wieczory pozwalają na chwile zatrzymania nad zdjęciami, być może napisanie listu, wysłanie wiadomości czy zadzwonienie do tych, którzy przecież jeszcze tak niedawno wędrowali z nami. Tymczasem pielgrzymkowy zegar odlicza już tygodnie, dni i godziny do kolejnego wyjścia. To uświadamia nam, że ciągle jesteśmy w drodze do ostatecznego celu, jakim jest nasze Zbawienie, a przez lipcowe pielgrzymowanie, przybliżamy siebie i innych do osiągnięcia Nieba. Dziś, gdy z rozrzewnieniem wspominamy miniony czas pozostaje nam czekać, ale przecież to niesie ze sobą ogromną nadzieję, bo to taki rodzaj czekania, który już jest spotkaniem….do zobaczenia!
<K>